Quantcast
Channel: Wiedzma bloguje (Czarownicująca)
Viewing all 263 articles
Browse latest View live

Podsumowanie kwietnia

$
0
0
źródło
Pory roku się poplątały i w kwietniu przerobiliśmy i przedwiośnie i kawał wiosny i nawet pierwsze majowe burze. Przerobiliśmy również pylenie typowe dla marca, kwietnia i początków maja :P Ale - czy to ważne? Jest wiosennie, jest kolorowo, jest pięknie! :)
Miesiąc przeleciał jak z bicza strzelił, pora na podsumowanie podsumowanie :)

HITY KWIETNIA

Zgodnie z planem hitem kwietnia jest ROWER! :)


Rower należy do nicniemających :) I jak najbardziej mi to odpowiada :) Jeździ, świeci, hamuje i ma koszyk - wystarczy!

Drugim hitem jest... żel na paznokciu, jednym tych porowkowanych na potęgę. Żel jest przezroczysty i zmatowiony więc "poprawka" w ogóle nie rzuca się w oczy. Zrobię ponownie!

HAUL (?)

Nie kupiłam wielu kosmetyków i nie miałam takiej potrzeby. Moja skóra staje się powoli coraz mniej marudna, więc grzecznie zużywam coraz głębsze pokłady zapasów, np spośród miliarda próbek, np kremów do twarzy. Więc kupiłam kremy do twarzy, babska logika! :D


Z najciekawszych zdobyczy - w konkursie u Alter Ego wygrałam serum na porost rzęs Long 4 lashes marki Oceanic. Testy dopiero się rozpoczęły więc nie mam opinii na temat tego preparatu :)
Trochę szkoda, że serum nie można stosować na dolną powiekę, bo dolne rzęsy mam mizerne, ale i tak jestem ciekawa efektów. Zapewne przedstawię podsumowanie kuracji na blogu.

Pozostałe produkty to:
  • Ziaja, Ulga Dla Skóry Wrażliwej, Krem łagodzący na dzień redukujący podrażnienia [KWC] - lekki krem nawadniający, niezbyt tłusty ale nie wysusza. Filtr chemiczny SPF 20.
  • Pollena-Ewa, Eva Natura Herbal Garden, Krem intensywnie nawilżający na dzień i na noc z ekstraktem z melisy [opinia] [KWC] - mój mały hit pielęgnacji twarzy w ciepłych miesiącach
  • BeBeauty Hands Expert!v, Nawilżający krem do rąk - biedronkowy krem wyprodukowany przez Tołpę. Tani jak barszcz (4zł?), bezzapachowy i lekki. Nakładany przesadnie pozostawia skórę klejącą, ale w porcji wielkości groszku - bardzo dobry. Nie pobije raczej ideału z Bielendy, ale przyjemny.


I jeszcze biżuteria! Od kiedy zobaczyłam ten naszyjnik u AzjatyckiegoCukru - wiedziałam, że będzie mój :) Nie bez przygód, ale jest! Prosto z E-baya :P

WŁOSY

Moja pielęgnacja włosów jest bardzo nudna :) Niewiele się zmieniło od stycznia [KLIK].

zdjęcie z wpisu o styczniowej pielęgnacji włosów [KLIK]
Pod koniec kwietnia wprowadziłam - nareszcie bez niespodzianek - olejowanie i odżywkowanie włosów przed myciem. Włosy są szczęśliwsze a skalp nawet nie marudzi. Oczywiście olej nie może zawierać zbyt wiele kwasu oleinowego [wpis o kwasach C18] ponieważ takowe zaostrzają moją przypadłość - ani ziół. Najczęściej jest to olejek hydrofilny ukręcony na oleju perilla [opinia] lub odkryty niedawno w zapasach olejek Babydream Extrasensitive [KWC] z masłem shea i olejem z dzikiej róży; w Polsce już niedostępny. Do tego Kallos Color [KWC] jako odżywka do zmywania oleju.
Jestem zadowolona z włosów. Są gładkie, sypkie, nawet lśnią. O ile wilgotność powietrza nie szaleje - zachowują się jak porządne niskoporowate :) Na wilgoć niestety się puszą i plączą, jak zawsze.
Osiągnęły najtrudniejszą długość, wywijają się jak chcą i nie ma na nie sposobu - przy tej długości zawsze kapitulowałam i albo obcinałam albo robiłam trwałą :) Tym razem podcinam ostrożnie i zobaczymy.

porównanie - przed i po wizytą u fryzjera
[zdjęcie "po" z lampą]

Przy okazji chciałam pokazać, ile daje dobre cięcie. Zwróćcie uwagę na białą linię - włosy zostały skrócone o 2cm w najniższej warstwie i mniej niż 1cm w najwyższej, czyli niewiele - a fryzura wygląda zupełnie inaczej, IMO lepiej, i do tego nie wymaga układania (na zdjęciach włosy po schnięciu naturalnym, bez stylizacji).


DIETA & ZDROWIE

Nadal żyję bezglutenowo, a dodatkowo jeszcze bardziej bezmlecznie (wcześniej był żółty ser w małych ilościach plus drobne grzeszki).
Zakończyłam fazę eliminacji i już w 99% przypadków wiem, co mi wolno i tego się trzymam, już bez odstępstw i dyspensy. A co dalej - tym zajmie się lekarz, gdyż wreszcie trafiłam na takiego, który chce i może mi pomóc :)

Świąteczne posiłki dzięki wsparciu rodziny nie były kulinarną torturą. Nikomu nie przeszkadzał brak mąki i nabiału w obiadowych smakołykach babci! Oczywiście słodkości i niektóre potrawy w wersji "bezowej" przygotowałam sama - i też wszystkim smakowały.
Miał być sernik jaglany i babka orzechowa ale padł nam piekarnik :P
Przygotowałam więc wariację na temat w/w babki w maszynie do pieczenia chleba, chleb cztery ziarna, żur gryczano-jaglany i "bez-sernik" luźno inspirowany przepisem Nissiax83. Obydwa przepisy w mojej wersji wymagają dopracowania ale mają potencjał - żur smakuje jak żur i nie daje gryką, a bez-sernik, w mojej wersji nie-wege bo z galaretką, trochę przypomina sernik na zimno, nawet trochę ukoił tęsknotę za twarogiem :)

Za namową koleżanki rozpoczęłam ssanie oleju rano. Nie jestem przekonana do detoksykujących właściwości tej kuracji ale chciałabym nieinwazyjnie rozjaśnić zęby i spowolnić odkładanie się kamienia, które, jak to u zębowych wrażliwców, postępuje u mnie szybko (miękka szczoteczka, pasty z delikatnymi ścierakami i łagodnymi detergentami nie radzą sobie zbyt dobrze z osadem [kilka słów o pastach do zębów]).

To chyba byłoby na tyle :)
Czuję wiosnę w powietrzu i szukam pretekstu, żeby wystawić twarz do słońca :D

A jak Wam minął kwiecień?

Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

Chleb 'cztery ziarna' - bezglutenowy chlebek z maszyny

$
0
0

Obiecywałam i obiecywałam, pora się wywiązać :)

Dzisiaj dzielę się z Wami przepisem na bezglutenowy chleb z maszyny. Przepis jest sprawdzony i chleb upieczony z nim zgodnie zawsze mi wychodzi. Chleb jest jadalny nawet 5 dni, chociaż pod koniec robi się twardy - nic nie szkodzi, suche skórki zbieram i wykorzystam ponownie, choćby do upędzenia żurku albo na klopsa.
Ostatnio ku memu zdziwieniu odkryłam, że z mojego chleba da się zrobić "normalne" składane kanapki do pracy. Wsad musi być płaski, chleb czasem się połamie ale to nie szkodzi, dalej jest jadalny!
Kanapki z mojego chleba są bardzo sycące, co w sumie nie zaskakuje biorąc pod uwagę gęstość wypieku.

A zatem - przepis!

Składniki:
  • 1 opakowanie drożdży w proszku
  • 3 szklanki mąki - opcja ulubiona: po szklance gryczanej, kukurydzianej i ryżowej
  • 2 łyżeczki mielonego siemienia lnianego
  • 2 łyżeczki otrąb gryczanych
  • 1,5 łyżki cukru
  • 1,5 łyżeczki soli
  • 2 łyżeczki gumy guar lub ksantanowej - tylko w przypadku bezglutenowców
  • 1,5-2 szklanki letniej wody
  • 4-6 łyżki oleju - sugeruję taki o neutralnym aromacie i odporny na działanie wysokiej temperatury, np ryżowy, słonecznikowy

Opcjonalnie:
  • 1-2 jajka - zwłaszcza w opcji bezglutenowej, wtedy można dać mniej gumy
  • dowolne zioła i przyprawy
  • otręby
  • więcej cukru i bakalie w wersji słodkiej
  • część wody można zastąpić gazowaną, chleb lepiej wyrośnie
  • część wody można zastąpić mlekiem, np 2 łyżki
  • drożdże w proszku można zastąpić zwykłymi (1 opakowanie sypkich = pół kostki) tylko najpierw trzeba je "uruchomić", np z częścią cukru

Wykonanie:
Chleb piekę w maszynie do pieczenia chleba na programie do chleba białego. Gdyby był program do ciemnego pieczywa, zapewne wybrałabym ten.
W tym programie wyrabianie i rośnięcie ciasta trwa 3 godziny a pieczenie około godziny.

chlebek kukurydziany bez dodatków
Opcje:
Mój ulubiony zestaw to mąki: gryczana, ryżowa i kukurydziana. Przypomina chleby razowe o ile dobrze pamiętam :)

W wersji kukurydziano-gryczano-jaglanej jest bardziej wilgotne, troszkę bardziej kwaskowate ale mniej wyrośnięte.

Zdarzyła mi się nawet wersja chlebo-babki: po szklance mąki kukurydzianej, ziemniaczanej i mielonych orzechów.

Na pewno można upiec chleb tematyczny, np a'la włoski z oliwą i ziołami, ale mi zależy na neutralnym.

Najtańsza opcja to 3 szklanki mąki kukurydzianej i cenowo mieści się w okolicach sklepowego "normalnego" chleba. BTW - chleb kukurydziany ma potencjał na słodką bułę :)

jeden z pierwszych - chleb kukurydziany z domowym dżemem :)

Uwagi:
Gumę dostaniecie w sklepach ze zdrową żywnością. Wydatek spory, ale szalenie wydajne toto a jakość ciasta wzrasta niezmiernie.
W chlebie podczas pieczenia zostaje mieszadło i część kromek będzie dziurawa. Trzeba się z tym pogodzić :)
Również trzeba się pogodzić z tym, że chleb bezglutenowy pieczony w domu nigdy nie będzie przypominał lekkiego pszennego. Ale czy musi?
Można upiec podobny chleb w piekarniku w ok. 200C, wyrabiając go i wyrastając porządnie przed upieczeniem.
Bakalie i ziarna najlepiej dodać pod koniec wyrabiania, inaczej mogą opaść na dno.
Jeszcze nie próbowałam piec chleba na zwykłych drożdżach, dam znać jak wyszło, jeśli spróbuję. Próbowałam, wyszedł :)
IMO chleb bije na głowę gotowe chleby bezglutenowe, które próbowałam!

* * *

To chyba wszystko :) Jeśli macie jakieś pytania - proszę zadawać w komentarzu. Jeśli pieczecie swoje chleby - podzielcie się przepisem, a jeśli skorzystacie z mojego przepisu, koniecznie dajcie znać, jak wyszło!

Smacznego :)


Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

Żeby coś się zmieniło... trzeba coś zmienić :) I film

$
0
0
Niedawno obejrzałam film*. Prawdopodobnie nie zmienił niczyjego życia ale stanowi dobry przykład czegoś, o czym chciałabym Wam dzisiaj opowiedzieć :)

Źródło

Główny bohater Carl (Jim Carrey) to zgorzkniały i zgryźliwy facet około (?) trzydziestki. Ciągle rozdrapuje przykre wspomnienia i odrzuca bliskich. Zdesperowany i przymuszony "truciem" kolegi postanawia wziąć udział w programie, który polega na tym, żeby wszystkiemu mówić "tak".

Jeśli chodzi o wrażenia, film jest przyjemny, lekki, nie odbiega od poziomu amerykańskich komedii romantycznych. Ot, film na kanapowe lenistwo w piątkowy wieczór. Jeśli takie lubicie - warto obejrzeć.

O jakie przesłanie mi chodzi zatem? O to, że... żeby coś się zmieniło - trzeba coś zmienić. Nie czekać, aż się zmieni. Nie mamy bezpośredniego wpływu na wszystko, co się wokół nas dzieje, ale mamy wpływ na to, co z tym robimy i jak to odbieramy. Mamy wpływ na to, czy podejmujemy działanie, które stwarza nowe sytuacje. Owszem, jest wielka szansa, że nie od razu uda się zmienić to, co nam uwiera, ale im więcej robimy - tym większe prawdopodobieństwo, że w końcu się uda!
Czyli:
1) Częśćiej mów "tak" :)
2) Kreuj sytuacje, w których masz coś do powiedzenia (i niech to często będzie "tak"!)

I tak naprawdę reguła ta działa na każdym polu.

Ciągle brakuje Ci pieniędzy na małe przyjemności? Wychodź z inicjatywą, rozmawiaj ze znajomymi, proponuj, najwyżej spotkasz się z odmową a jeśli się uda - szybciej uzbierasz na wymarzoną torebkę a nowe doświadczenie zaowocuje. Jako inspiracja - wpis na Aniamaluje Jak dorabiałam będąc w liceum.

Nie masz chłopaka, bo nie poznajesz nowych ludzi? Siedzenie w domu i zasmucanie się na pewno tego nie zmieni. Owszem, może kiedyś spotkasz księcia, ale prawdopodobieństwo spotkania kogoś miłego znacznie wzrośnie, jeśli... zaczniesz rozmawiać z nowymi ludźmi ** :) Jako inspiracja - darmowy fragment popularnego poradnika "Facet idealny". Już w "próbce" jest kilka zacnych porad. ***

Kolejny ból uszczuplającego się grona znajomych? Nie masz z kim pójść na clubbing ani do kina, bo Twoje znajome już uwiły gniazdka i wieczory spędzają z rodzinką? Może warto odświeżyć stare znajomości, a nuż koleżanka ze szkolnej ławki ma ten sam problem. Albo młoda mama potrzebuje "wychodnego" i chętnie się z Tobą wybawi.

A zdrowie? Coś jest nie tak z Twoim samopoczuciem? Z ręką na sercu nie znasz przyczyny? Zmień nawyki, zacznij chodzić spać wcześniej, pij mniej kawy, zmień dietę - zamień chemię na jedzenie, a może mały eksperyment z odżywianiem Paleo albo Pięciu Przemian? Dalej źle? Szukaj i pytaj. Znajdź lekarza, który zleci Ci wszystkie odpowiednie badania, łatwo nie będzie ale w końcu na takiego trafisz.****

Ba, nawet taki przykład :) Pielęgnacja włosów nie daje wymarzonych efektów? No, to przynajmniej częściowo z głowy, bo jeśli czytasz blogi urodowe, to przynajmniej przestałaś wierzyć etykietkom. A jak nie działa - to trzeba coś zmienić, kopalni pomysłów jest... milion. Nie zaszkodzi też odwiedzić dermatologa i wysłuchać diagnozy (wykupywania recepty już nie jestem fanką ale są sytuacje, kiedy i to jest konieczne).

~

*Film był wyświetlany w Polsce pod tytułem "Jestem na tak!" (Filmweb). Znajdziecie go w wypożyczalniach i internetach.

**Jednym ze sposobów nawiązywania znajomości jest spotkanie z grupą fanowską. Tematów do rozmów na pewno nie zabraknie :)

***Pewnie trafiłyście na info na kilku blogach, że sklep ebookowy Legimi ma wielką promocję i można u nich na próbę czytać za free. Niestety jestem zacofana technologicznie, ale spróbowałabym, gdybym nie była.

****Znalazłam genialnego gastroenterologa. Zainteresowanych z podkarpacia zapraszam na maila po namiar. Chyba, że chcecie poczekać aż zakończy się diagnozowanie, ale mi już gruby plik skierowań na badania wystarczy, żeby gościa polecać ręcami i nogami.

~

Wiem, że temat jest banalny i oklepany. Ale też wiem - i Wy pewnie wiecie - ile razy czasem człowiek dochodzi do tych samych mądrych wniosków. A potem zapomina i musi przejść całą ścieżkę od początku. Więc jako przypominajka - dzisiaj u mnie. Hasło przewodnie na maj :)

Żeby coś się zmieniło... trzeba coś zmienić :)

Jak ta zasada sprawdza się u Was?

Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

Makarony bezglutenowe - przegląd

$
0
0

Od kiedy zmieniłam sposób odżywiania się makarony jadam rzadko. Po pierwsze - ostrzega się, że ich indeks glikemiczny jest jeszcze wyższy niż makaronów pszennych. Co prawda cukrzyca mi nie grozi w najbliższej przyszłości ale po węglach szybko robię się głodna, nie lubię tego. Po drugie - zmieniły mi się smaki, i o ile kiedyś zajadałam się makaronem - tak teraz wolę warzywka.
Ale czasem mam ochotę na makaron i cieszę się, że są takie, które mogę jeść :)

Dzisiaj chciałam się z Wami podzielić moimi wrażeniami na temat naturalnie bezglutenowych makaronów. Nie wszystkie z nich nadają się dla osób na restrykcyjnej diecie bezglutenowej, gdyż jak wiemy wiele produktów może być zanieczyszczona glutenem podczas produkcji. Zainteresowani szukają symbolu przekreślonego kłosa, niezainteresowani nie muszą - zawartość glutenu i tak będzie niska.

Zwracajcie uwagę na skład, gdyż niektóre makarony mają tylko dodatek innej mąki, np gryczano-pszenne niektórych firm eko; ale są i w 100% gryczane makarony.

MAKARONY AZJATYCKIE

źródło

Przykładowe makarony:
Vitasia, Glass noodles, Makaron sojowy (z Lidla) - ok. 3zł / 100g
Tao Tao, Makaron ryżowy nitki - 5-6zł / 200g

Powyższe makarony przygotowuje się tak samo i mają podobny smak i teksturę, więc opiszę je razem.
Wybieram makarony nitki. Na surowo są cieniutkie i biało-przezroczyste a po przygotowaniu przezroczyste. Nie gotuje się ich, tylko zalewa wrzątkiem na kilka minut i cedzi. Nie twardnieją przez noc. Dobrze się mrożą. Paczka 100g zazwyczaj wystarcza mi na 2 porcje zupy, 200g niezgodnie z matematyką na 3 :P
Moim zdaniem mają neutralny smak. Z nimi aromatyczny rosół smakuje jak dawniej :)

Pasują do: rosołu :D oraz dań typu azjatyckiego (np mieszanka chińska na patelnię z Biedronki + przyprawy "Pięć smaków")

Makaron ryżowy kupuję regularnie, jest łatwo dostępny w hipermarketach oraz delikatesach na stoiskach z żywnością orientalną. Sojowy pojawia się sporadycznie w Lidlu przy okazji tygodnia azjatyckiego. Smakował mi ale raczej nie kupię ponownie ze względu na złą sławę soi.

Mam jeszcze makaron grochowy: Tao Tao, Makaron chiński (skład: groch 70%, fasola mung 30%) - ok. 4zł / 100g. Czeka na testy.

MAKARONY KUKURYDZIANE



Sam Mills, Makaron Bezglutenowy Spaghetti [Zielarnia] (skład: mąka z kukurydzy 100%) - 6-7zł / 500g


Zacznę od wniosków - makaron po ugotowaniu smakowo i wizualnie bardzo dobrze udaje pszenny i to taki niezłej jakości, włoski. Trzeba go gotować trochę dłużej, niż sugeruje instrukcja. Nie mięknie przechowywany w lodówce w sosie, zrobiony al dente pozostaje taki. Mniej rośnie podczas gotowania niż pszenny.
Makaron gotowała mama i nie zgłosiła uwag do samego procesu gotowania - jest normalnie. Spaghetti z sosem pomidorowym zjedliśmy wszyscy, opakowanie makaronu wystarczyłoby na 4 dorosłe osoby, ale ja dostałam dwie porcje z przyczyn technicznych. Tato nie zauważył "podstępu". Brat zorientował się tylko dlatego, że zobaczył mnie jedzącą ten makaron.

Pasuje do: wszystkiego, co dodałabym do spaghetti :D

Już kupiłam i zjadłam następne opakowanie i zamieszam na nich pichcić w sezonie pomidorowym. Uwielbiam spaghetti i po co mam bez nich żyć, jeśli nie muszę? :)

MAKARONY KUKURYDZIANE DLA DZIECI OKIEM PRAWDZIWYCH ZNAWCÓW :)



Sam Mills, Pasta for Kids, Ducks [Zielarnia] - 6-7zł / 300g
Sam Mills, Pasta for Kids, Alphabet [Zielarnia] - 6-7zł / 300g

Te makarony były testowane przez moich siostrzeńców i mnie :) Starszy znawca ma prawie 5 lat, młodszy niecałe 2 lata, ja - trochę więcej ;)

Wizualnie makaron bardzo się dzieciom podobał. I kaczuchy i literki są urocze :)
Nauczona doświadczeniem makarony gotowałam nieco dłużej, niż zaleca ulotka i niestety mimo to były twardawe, co Starszy Specjalista zauważył. Nie zauważył nic więcej dziwnego odnośnie makaronów. Nie zachwyciły go, ale zjadł. Młodszy Spec tymczasem pałaszował uroczo - w zupce, rączką z zupki i luzem prosto z sitka i nie zgłaszał żadnych uwag :)
Moim zdaniem również makarony wyszły twardawe ale zjadliwe. Bałam się je gotować dłużej żeby się kaczuchy nie rozpadły. W smaku dobry, trochę czuć kukurydzę ale mi to nie przeszkadza.
Infantylne kaczuchy i literki w zupie działają na mnie kojąco po ciężkim dniu :D
Nie jestem pewna, czy zaopatrzę się w nie ponownie, może podczas wizyty małych gości, bo dla mnie to nie to.

Pasuje do: rosołu i zupy pomidorowej



Ciekawostka! Makarony Sam Mills spełniają wymogi diety bezglutenowej oraz nadają się dla cukrzyków ze względu na bardzo niski indeks glikemiczny - 33 +/- 8.
Nie wiem, jak to możliwe, skoro mąka kukurydziana ma kosmiczny indeks glikemiczny ale może się da? Nie czułam huśtawki energetycznej po daniach z tymi makaronami ale nie wiem, czy moje odczucia są tu wystarczającym wyznacznikiem.

Widuję je w sklepach ze zdrową żywnością. Wiosną pojawiły się w Biedronce w ramach jednej z promocji, niestety zniknęły momentalnie.

MAKARONY TYPOWO BEZGLUTENOWE



Bezgluten, Corolata, Kolorowe świderki (skład: mąka kukurydziana, mąka ryżowa, mąka gryczana, pomidory w proszku, szpinak w proszku, burak czerwony w proszku) - ok. 10zł / 500g

W stanie suchym makaron wygląda normalnie. Po ugotowaniu - w przeciwieństwie do kukurydzianych trzeba pilnować czasu bo da się go rozgotować. W smaku makaron jest neutralny, smaczny, bez fajerwerków.
Niestety kolor ucieka - btw czy wiecie, że mąka pszenna (a może sam gluten?) jest dobrym nośnikiem barwników i aromatów, stąd jej obecność w wielu produktach?

Pasuje do: dań z makaronem :) testowany w pomidorówce i łazankach
Nie jestem pewna, czy kupię ponownie, bo makarony Sam Mills są tańsze i dobre. Spełniają wymogi diety bezglutenowej, więc w razie potrzeby wiem, że mogę po nie sięgnąć, są w każdym sklepie ze zdrową żywnością i nawet w hipermarketach.

Widziałam w sklepach makarony 100% gryczane i 100% jaglane i niecierpliwie czekam na promocje :)

Makarony Sam Mills testowałam dzięki Zielarni Lawenda. Kolejne paczki kupiłam sama, podobnie jak pozostałe makarony.

* * *

Jakie są Wasze doświadczenia z makaronami bezpszennymi i bezglutenowymi?
Jakie makarony polecacie?


Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

Kubeczek Mooncup czyli ekologiczna alternatywa na "te dni"

$
0
0

Witajcie w ten piękny majowy (nie tylko kalendarzowo) dzionek :)
Nadszedł czas na chyba najbardziej wyczekiwaną recenzję na tym blogu! Testy kubeczka Mooncup trwają od listopada i nareszcie mogę się z Wami podzielić opinią na jego temat.

(Jeśli komuś przeszkadza poruszanie zagadnień związanych z menstruacją i fizjologią - proszę nie czytać tego wpisu. Będą inne, kosmetyczne i lekkostrawne, już wkrótce).

Kubeczek - co to jest i o co chodzi?

Kubeczek Mooncup to wykonany z silikonu medycznego wielorazowego użytku produkt przechwytujący krew miesiączkową. Silikon medyczny jest materiałem całkowicie bezpiecznym do kontaktu z ciałem (nawet stosowany jako materiał do implantów, gdzie mamy do czynienia z żywą, bezbronną tkanką), co poświadcza amerykańskie stowarzyszenie Food and Drug Administration [źródło].

W przeciwieństwie do powszechnie dostępnych środków higienicznych - tamponów, podpasek nowszej generacji - kubeczek nie zwiększa ryzyka alergii czy infekcji dróg rodnych.
Co w tej kwestii oferuje kubeczek?
  • materiał sam z siebie jest higieniczny i nie stanowi środowiska sprzyjającego rozwojowi grzybów i baterii (wystarczy dbać o czystość kubeczka i higienę aplikacji)
  • kubeczek nie jest nasączony wybielaczami ani środkami zapachowymi, więc nie podnosi ryzyka uczulenia
Kolejnym aspektem reklamowanym wraz z kubeczkiem jest ekologia i oszczędność - jako, że kubeczek jest wielorazowego użytku, możemy zrezygnować z jednorazowych środków higienicznych i nie produkujemy odpadów, których w ciągu roku zbiera się niezła ilość.
Kubeczek jest trwały, podobno może służyć nawet ponad 5 lat.

Więcej informacji na temat kubeczka znajdziecie na stronie sklepu Ekokobieta [KLIK].


Moje wrażenia

Zakup kubeczka Mooncup chodził za mną od kiedy tylko się o nim dowiedziałam, ale nie mogłam sobie pozwolić na taki wydatek, więc kiedy pani Melania zaproponowała mi testy - ucieszyłam się bardzo :)

Po pierwszym szoku wywołanym rozmiarem kubeczka (w porównaniu do tamponów) przystąpiłam do testów. Mój kubeczek ma rozmiar B (43 mm średnicy, 50 mm długości + nóżka) i jest przeznaczony dla kobiet przed 30 rokiem życia i które nie rodziły naturalnie. Jest również kubeczek w rozmiarze A, trochę większy, odpowiedni dla kobiet op 30-tce i mam.
Rozmiar okazał się odpowiedni - z jednej strony kubeczek jest niewyczuwalny, z drugiej strony zazwyczaj wystarczająco szczelnie przylega do ścianek pochwy. Nóżkę przycinałam stopniowo podczas pierwszych miesięcy, obecnie ma ona kilka milimetrów i praktycznie nie jest mi już potrzebna, gdyż nabrałam wprawy i chwytam kubeczek za kubeczek :)

kubeczek w porównaniu z moim standardowym zestawem
(OB super na b. silne krwawienie, Siempre normal i super (z Lidla) na "normalne" dni)

Wskazówki co do zakładania i wyjmowania kubeczka są dokładnie i dobrze opisane w obszernej ulotce, w języku polskim. Dodatkowo panie ze sklepu Ekokobieta służą radą i odpowiadają na najdziwniejsze pytania :)
Aplikacja kubeczka wymaga ćwiczeń ale jest wygodna i szybka, prawie jak tamponu. Na początek poleca się zakładanie kubeczka w dni lżejszego krwawienia, a od siebie dodam, że najłatwiej uczyć się obsługi kubeczka pod prysznicem lub w wannie (można brudzić do woli :) ). Moim zdaniem na początek łatwiej aplikować kubeczek zwinięty na różyczkę. Zwijanie w "U" gwarantuje lepsze rozwijanie się kubeczka, jeśli są z tym problemy.
W moim przypadku poprawianie zaaplikowanego już kubeczka się nie sprawdza, lepiej go wyjąć i założyć ponownie.

sposoby zwijania - na różyczkę i "U"
Jak się żyje z kubeczkiem? Muszę przyznać, że taka forma zabezpieczenia jest jeszcze wygodniejsza, niż tampony, które do tej pory były moim ulubionym środkiem higienicznym; podpasek nienawidzę z całego serca ;]

Plusy

Po pierwsze - nie ma sznureczka, który lubi się pałętać albo schować.
Po drugie - kubeczek daje bezpieczną ochronę na dłużej, nawet do 8h, czyli do pracy albo na noc (a zdarzyło mi się i 9h i krew w kubeczku nadal była czerwona i bez zapachu, czyli faktycznie bez dostępu powietrza i bakterie nie zdążyły rozkręcić imprezy). Można z nim spokojnie i czysto załatwiać potrzeby fizjologiczne bez wyciągania.
Po trzecie i nie mniej ważne - kubeczek nie ma ograniczonej pojemności, więc ile mamy krwawienia, tyle pomieści (wyjątkiem jest gigantyczne krwawienie, jakiego na szczęście już nie miewam od kilku lat). Unikam nieprzyjemnej sytuacji, kiedy założony przeze mnie tampon okazał się za mało chłonny i wypływa i przecieka - albo odwrotnie, krwawienie chwilowo jest małe i muszę wydzierać na siłę prawie suchy tampon, co nie jest ani przyjemne ani zdrowe. Tu - po prostu po kilku godzinach opróżniam i myję kubeczek :)
Dobrze założony kubeczek jest praktycznie niewyczuwalny. Czasem na początku czuć dziwne napięcie w dole brzucha, ale jest lekkie i nic nieprzyjemnego, uczucie przestaje się zauważać po chwili.
Zachowanie higieny jest bardzo proste. W trakcie okresu kubeczek wystarczy przemyć, np delikatnym żelem do higieny intymnej, a przed miesiączką wyparzyć lub wygotować.
Zazwyczaj kubeczek zapewnia bardzo dobrą ochronę, nawet podczas intensywnego ruchu, jak jazda na rowerze, taniec, fitness, rozciąganie i wymachy nogami :)

Minusy

Czy korzystanie z kubeczka ma minusy? Cóż - ma.
Najpierw - korzystania z kubeczka trzeba się nauczyć. Niestety przerobiłam otarcia od nieprzyciętej nóżki oraz plamy od źle założonego kubeczka.
Do tego początkowo podświadomie się napinając utrudnia się wyjmowanie, co jest nieprzyjemne a nawet może być bolesne. Na szczęście to mija.
Dodatkowo - jeśli podczas miesiączki mam większe kłopoty z układem pokarmowym, kubeczek nie zawsze się spisuje. Jeśli mam kolkę jelitową i biegunkę (do których mam duże predyspozycje w te dni) - z jakiegoś powodu ścianki pochwy nie chcą się obkurczyć wokół kubeczka i ten przecieka, nawet pomimo umiarkowanego krwawienia. Również gdy przez kilka cykli stosowałam leki rozkurczowe - wystąpił ten sam problem. Z drugiej strony - jeśli zdarzy się zaparcie, silne parcie może sprawić, że kubeczek się wysunie.
Kolejna kwestia - w mojej obecnej pracy nie mam warunków do komfortowego umycia kubeczka, tzn umywalki tuż przy muszli. Podobno kubeczek można przepłukać wodą z butelki lub tylko przetrzeć papierem toaletowym, ale primo - obawiam się, czy jest to wystarczająco higieniczne, secudno - obawiam się, że się pobrudzę, mam do tego niestety duży talent.
Wiem, że dla niektórych kobiet kontakt z krwią może być przykry. Ja nie mam tego problemu. Krew w kubeczku jest świeża, czerwona i bez zapachu.
Może nie nadawać się dla dziewic, jeśli mają bardziej rozbudowaną lub mało elastyczną błonę dziewiczą. Acz wg producenta jeśli możesz używać tamponów, możesz i kubeczka, generalnie powinien się nadawać i nie uszkodzić błony.
Ostatnim minusem jest wysoka cena. Wydatek duży ale ponoć zwraca się już w ciągu roku [jeśli liczyć tampony OB lub Tampax i do tego porządne krwawienia, bo "markowe" typu Lidl są wiele tańsze i oczywiście zakup kubeczka będzie się zwracać wiele dłużej :P].

Z powyższych powodów w dni jelitówki lub w dni największego krwawienia, gdy jestem poza domem dłużej niż kilka godzin, korzystam z innych środków higienicznych. Poza tym przez resztę miesiączki kubeczek Mooncup jest najlepszym i najwygodniejszym zabezpieczeniem.

Gdyby nie testy - być może zniechęcona przeciekaniem przy początku okresu wróciłabym do tamponów, jako opcji znanej, na szczęście znalazłam i najlepszy sposób na wykorzystanie kubeczka, a do tego kolejne przyczyny dolegliwości menstruacyjnych, które powodowały w/w problemy (wygląda na to, że część mojego bólu miesiączkowego, na który przez lata umierałam, to jelitówka spowodowana nasiloną reakcją na produkty spożywcze, które w ciągu miesiąca jadam z umiarem ale bez większych konsekwencji, a na które mój brzuch jest bardzo wrażliwy w te dni; tuż przed okresem często dogadzałam sobie "bo przecież i tak zaraz dostanę okres i będę czuła się paskudnie, więc kolejna kawa z mlekiem sojowym mi przysługuje"... A tu niespodzianka, kolejny miesiąc z rzędu unikałam dietetycznych grzeszków zwłaszcza przed okresem - i od razu okres lżejszy i nawet kubeczek lepiej działa).


Kubeczek kosztuje około 100zł. Warto wypatrywać wyprzedaży i promocji.
Otrzymujemy go w estetycznym i wytrzymałym pudełku, wraz z bawełnianym woreczkiem do przechowywania oraz obszerną ulotką w kilku językach. Trwałość produktu szacowana jest na 5 lat. Póki co mój po półrocznym użytkowaniu wygląda prawie jak nowy, jedynie delikatnie się odbarwił, co wróży mu niezłą trwałość.
Kubeczek można kupić za pośrednictwem sklepu internetowego Ekokobieta [KLIK].
Dodatkowym plusem jest możliwość kontaktu z paniami ze sklepu, które odpowiadały na każde moje pytanie obszernie, rzeczowo i zgrabnie jak na, jakby nie patrzeć, niewdzięczny i krępujący temat.

Szczerze polecam :)

Kubeczek mestruacyjny Mooncup otrzymałam do testów od sklepu Ekokobieta.
Fakt otrzymania kubeczka nie ma wpływu na moją opinię!

Znacie kubeczki menstruacyjne? 
Jakie są Wasze sprawdzone formy zapewniania higieny w te dni?


Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

Czy to moda czy zdrowie?

$
0
0
Jedno zdanie kołacze mi się przez cały dzień po głowie. Jeden komentarz na fejsie a zmusił do myślenia...
Jestem potwornie zawiedziona, że już nie mówisz o zdrowiu, tylko o modnej diecie.
Nie czuję się obiektem nagonki i proszę nie piętnować autorki komentarza.

Nie da się przeoczyć faktu, że tematem mojego bloga dawno przestały być kosmetyki i świadome z nich korzystanie a dominują wpisy nt diety, bezglutenowej i paleo. Cóż - bywa. Moje życie ostatnio, pomijając oczywiście inne tematy, jest zdominowane tematem glutenu.
Przed zmianą sposobu odżywiania - jak to ja - zrobiłam bardzo dokładny research. Nie podzieliłam się z Wami wnioskami, bo wtedy blog był jeszcze urodowy - a potem od razu bęc, Wiedźma się bezglutenuje. I jeszcze szeroko zachwala i zachęca. I chwali paleo. O co chodzi?

[Wpis zrobił się długi, więc jeśli interesuje kogoś moje zdanie na temat odżywiania paleo to opiszę je innym razem].

DIETA I "DIETA"

Określenie "dieta" w dzisiejszych czasach jest utożsamiane z dietą odchudzającą i liczeniem kalorii. Dostajemy wykazy i tabelki, których mamy się trzymać, aby osiągnąć konkretne rezultaty. 
Diety o których ja piszę, reprezentują sposób myślenia o jedzeniu, jego jakości i sposobie przygotowania.

Czy bezglutenowa jest dla każdego?

Dieta bezglutenowa stała się bardzo popularna, bo gwiazdki z Holyłódź chudną na niej w oczach. Media podniosły wrzawę, znawcy wyrażają przeróżne opinie jeden przez drugiego... Że wybawienie. Że ździwianie. Że nowe wcielenie Atkinsa, że Dukana, który rypie nerki. Że uboga.
A jak to wygląda moim zdaniem i według informacji, do których udało mi się dotrzeć?

Gluten to mieszanina białek, gliadyny i gluteniny w pszenicy, sekaliny w życie, aweniny w owsie i hordeiny w jęczmieniu. Jest faktem niepodważalnym, że gluten wywołuje niepożądanie reakcje w organizmie osób z nietolerancją glutenu (uogólnione określenie). Istnieje wiele typów nietolerancji glutenu: immunologiczne i nieimmunologiczne a nawet autoimmunologiczne. Mamy cztery odmiany celiakii, w tym tylko jedna jawna (dawna nazwa "typowa"), dwa typy alergii i nietolerancję zwaną nietolerancją. Nie wiadomo, jaki procent ludności ma problemy z glutenem, bo przebadane są tylko ciężkie przypadki. Większość chorych nawet na celiakię, ino niejawną, wyłapuje się przypadkiem. Oprócz ostrej celiakii jawnej jednoznaczne dolegliwości można wyłowić tylko w próbie eliminacji i prowokacji. Rąsia w górę, kto nie jadł pieczywa ani makaronu przez tydzień i potem po chlebie nic mu nie było? Palec w górę, kto nie jadł glutenu choć przez dobę? I co, wiesz na 100%, że nie dolega Ci gluten?

Odżywianie bezglutenowe wyłącza pszenicę, żyto, jęczmień, owies i czysty gluten oraz ich pochodne z menu. W polskich warunkach oznacza to rezygnację z chleba, "normalnego" makaronu i wielu produktów gotowych (mąka pszenna i/lub gluten są dobrym nośnikiem aromatów i zagęstnikiem, więc są szczodrze dodawane gdzie się da. Kontrowersyjna literatura, patrz Davis "Dieta bez pszenicy" straszy jeszcze uzależniającymi właściwościami gliadyny zawartej w w/w zbożach. Nie umiem zweryfikować pana D. więc pozostawmy to jako hipotezę). 
"Zdrowy na gluten" człowiek nie musi przechodzić na restrykcyjną i sterylną bezglutenową, żeby zobaczyć odchudzające czy inne efekty. Mąka pszenna ma bardzo wysoką zawartość glutenu, w przybliżeniu 10-15% masy (mąka chlebowa i makaronowa mają najwięcej, tortowa najmniej), więc produkty zanieczyszczone glutenem podczas obróbki mają go i tak śladowe ilości.

Wyznawcy bezglutenia orędują, że gluten a nawet cała pszenica szkodzi wszystkim. Ponownie nie wiem, bo nie jestem specjalistą. Ale że chleb może szkodzić, to wiem. Idźcie do kuchni i przeczytajcie skład na swoim bochenku. Woda, mąka, sól ew. drożdże? Ziarenka? Gratulacje. Chemia, chemia i chemia? Smacznego...?

Kolejna informacja. Gluten nie ma dla człowieka wysokich wartości odżywczych. Bardzo długo szukałam, w trzech językach, ale nie znalazłam nigdzie informacji o wartościach odżywczych glutenu. NIGDZIE. Nawet, jeśli nie wywołuje dolegliwości, jest wykorzystywany tylko w małym stopniu, bo człowiek nie czerpie z tego białka energii.

Pszenica nie zawiera unikalnych składników odżywczych. Zawiera sporo niacyny, folianów, magnezu, fosforu i potasu. Nic, czego nie znalazłoby się w samej kaszy jaglanej.

Lekarze nie potrafią podać negatywów diety bezglutenowej dla zdrowego człowieka. Tu z konkretnych opinii - prof. dr hab. n. med. Małgorzata Kozłowska-Wojciechowska czyli profesor Zdrówko z programu "Wiem co jem":
Drugie miejsce przyznałabym diecie bezglutenowej, która początkowo stosowana była jako dieta lecznicza, przeznaczona dla osób, które pozbawione są enzymu rozkładającego gluten. Teraz stosowana jest jako dieta odchudzająca. Czy to jest mądre? Nie umiem powiedzieć, jednak na pewno wyjdzie na zdrowie osobom, które ją zastosują. [cały artykuł - portal Rossnet]
Bardzo pełna i profesjonalna opinia ;] Intryguje mnie też ten enzym, czy ktoś mógłby mi wyjaśnić o co chodzi?
Czyli dieta w sumie jest w porządku tylko droga i upierdliwa?


Btw dieta bezglutenowa nie musi być droga, ale to chyba temat na kolejną debatę :)

Każda dieta może być bogata i uboga. Obecnie na bezglutenowej jem bardziej różnorodnie niż kiedykolwiek. Testuję różne makarony, różne kasze, różne warzywa w różnych wersjach. Jedzenie szybko się nudzi, więc co chwilę szukam czegoś nowego.
Btw jak mogłam codziennie jeść to samo przez tyle lat??

Trafiłam na informacje o fitoterapii w chorobach autoimmunologicznych. Jedno z ziół rekomendowanych przez szanowanego specjalistę (TEN dr Różański) bardzo pomogło mi w powrocie do żywych po badaniach - KLIK. Ta fitoterapia jest gałęzią medycyny, wykładaną na uniwersytetach i badaną, nie że szamaństwo :)

Fani i fanatycy bezglutenia a nawet paleo obiecują poprawę wszystkich aspektów zdrowia. Nie jestem specjalistą i nie umiem się odnieść do tych informacji.

Jak mądrze się odglutenować bez pomocy specjalisty?

Załóżmy, że chcesz odstawić gluten. Niech będzie na ten testowy tydzień. Bo coś Ci szepcze do ucha, że może masz problem. Albo po prostu zazdrościsz Wiedźmie, że schudła 8kg prawie bez wyrzeczeń i też chcesz zgubić brzuszek (i cycki, ostrzegam :P).
A więc moje drogie i drodzy po primo - jeśli podejrzewasz, że masz problem, najpierw proponuję rozejrzeć się za lekarzem, bo może się okazać jak u mnie, że po testowym tygodniu już nie wrócisz a bez powrotu nie da się zrobić jednoznacznych badań. Powrót po przerwie jest straszny.
Secundo - zrób to stopniowo. Plastikowy chleb zamień na żytni na zakwasie i jedz go mało i ogranicz mocno przetworzone jedzenie. Zaopatrz się w pogryzajki - owoce, orzechy, wafle ryżowe (np te z Biedronki).
Po trzecie - zrób badania. Dobry lekarz rodzinny zleci listę badań jeśli powiesz, że gorzej się czujesz i coś Cię niepokoi. Jeśli już jesteś na diecie - rób je regularnie. Śledź hemoglobinę, OB i TSH - one szybko pokażą nieprawidłowiści.
Po czwarte ;] Jeśli wychodzi na to, że masz problem z glutenem, skontaktuj się ze specjalistą!
Po piąte - wykorzystaj okazję i zmień więcej nawyków naraz: zamiast przestawić się na dokładne zamienniki chleba i makaronu jedz więcej warzyw. Pół świata je zupę kilka razy dziennie. 

Czemu Wiedźma trąbi o glutenie?

Bo gdyby nie nagonka medialna na gluten nie zrobiłabym sobie tego tygodnia bez. Co mi jest po glutenie i co mi przeszło na bezgluteniu głoszę regularnie w podsumowaniach. Problem jest na tyle poważny, że lekarz przepisał mi bardzo długą listę badań, w tym i na celiakię (osoby z Hashimoto mają predyspozycje do celiakii, coś w genach). Stety i niestety mam świadomość, że mój lekarz jest bardzo nowoczesny i otwarty. Poprzedni opierając się na dokładnie tych samych wynikach badań orzekł "Chyba nie ma pani celiakii, proszę nie zdziwiać i jeść produkty mączne".

Wcześnie wykryta celiakia albo inna nadwrażliwość na gluten nie zdąży poczynić dużych szkód, czasem nawet są odwracalne. Lekarze nie mają wystarczającej świadomości problemu, więc musimy ją mieć my - pacjenci.


Ergo - jeśli dzięki moim wpisom choć jedna osoba rozpozna u siebie chorobę i szybko podejmie się zdrowienia (bo leczenia jako takiego tu nie ma :) ) - moja misja będzie spełniona i będę się bardzo cieszyć.
A jeśli tylko jedna osoba zacznie sprawdzać metki tego co je i zmniejszy ilość chemii -  też się będę cieszyć :)

* Przed badaniami przez tydzień miałam jeść gluten, tzn po 2 kromki chleba dziennie (mój lekarz ponoć umie interpretować wyniki po kilkudniowej prowokacji, ta tradycyjna trwa pół roku). Czułam się bardzo źle. Tzn po życie bardzo źle, po pszenicy strasznie. Po 2 tygodniach detoksu powoli dochodzę do siebie, żołądkowo, jelitowo i psychicznie. Na wyniki czekam, bo próbki pojechały aż do Warszawy.



Nie jestem specjalistą i moje wpisy nie powinny być traktowane jako prawda absolutna ani porady żywieniowe.

Pisałam "na żywioł", więc język jest potoczny i pewnie tekst zawiera błędy.

Źródła:
http://www.celiakia.pl/
http://pl.wikipedia.org/wiki/Celiakia
http://www.zdrowyprzedszkolak.org/publikacje/wszystko-o-glutenie/
http://www.rossnet.pl/skarb/artykul,dieta-modna,669
http://www.tlustezycie.pl/
Wiliam Davis "Dieta bez pszenicy"
Wiliam Davis "Kuchnia bez pszenicy"
jeszcze trochę wikipedii ;]
i dopiszę gdy sobie przypomnę, bo czytam dużo


Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

Podsumowanie maja '14

$
0
0
źródło

Maj :) Piękny był, zaskakujący - i już się kończy.
Co u mnie nowego działo się w maju?

WŁOSY

Najpierw tradycyjnie zacznę od włosów :)
Na początku maja znowu odwiedziłam panią dermatolog i wykupiłam receptę... na witaminy :)
Na mieszance witaminy E w leczniczej dawce i suplementowej porcji witaminy A i cynku moja skóra nie jest tak wrażliwa jak zwykle i - jak na nią - mogę się z nią nie cyckać. Jeśli nie jestem w staniej jej udobruchać inaczej - trudno, suplementacja witamin to nie jest jeszcze tak wielkie zło ;]

W kosmetyczce włosowej coś się zmieniło :)

W roli mocnego myjadła Barwa Naturalna, Szampon z lnem i witaminami. Jedna z niewielu Barw bez protein :)
Na łagodne oczyszczanie wystarcza mi odżywka - Kallos Color (bez silikonów i pq). Maska ta świetnie zmywa oleje i jest dobrą bazą pod mieszanki, sama tylko wygładza, ale nie nawilża ani nie natłuszcza.
Zamiast oleju pojawiła się.. nafta! W myśl zasady - żeby coś zmienić, trzeba coś zmienić - oleju nieroślinnego jeszcze nie miałam :) Trudno mówić o wrażeniach po ledwie kilku użyciach (przy wrażliwym skalpie nie poleca się przekraczać 1 aplikacji tygodniowo), ale efekt doraźny jest miło - włosy dopieszczone, skalp nie marudzi, zmywa się bardzo łatwo odżywką.
Na skalp moja nowość - emulsja Zoxiderm. Jest to produkt leczniczy o działaniu przeciwgrzybiczym. Stosowana około mycia nie obciąża włosów. Działa, choć doraźnie (jeśli przyczyna leży wewnątrz organizmu to nie ma szansy zadziałać długofalowo). Produkt dość drogi (25zł/tuba) ale bardzo wydajny i o przyjaznym składzie.
A co na zdjęciu robi mleczko do ciała? Isana Urea 5,5% dodana do maski przed myciem zmiękcza włosy a wtarta w skalp pomiędzy myciami fantastycznie nawilża :)
Przy opcji minimum - jako serum po myciu Jedwab Green Pharmacy z olejem z baobabu z Blisko Natury [recenzja].
Używam też innych produktów, w końcu moje zapasy są nieprzebrane, ale te pojawiają się najczęściej i zasłużyły sobie na miano pewniaków.

Tymczasem na głowie...


Jeszcze nie miałam okazji uwiecznić się na dobrym zdjęciu. Ale jest - kręcono, bardzo kręcono :) Oczywiście nie zdarzył się żaden cud natury, tylko Wiedźma zrobiła trwałą. Jeśli się nie mylę - dziesiątą w życiu.
W obsłudze włosy są o wiele łatwiejsze niż moje naturalne, skręt wyszedł i ciasny i mocny. Dzięki podniszczeniu włosy nie oblepiają się wszystkim i mają teraz radosne zalety niskiej, ale nieujemnej porowatości ;)

ZOOM NA OCZY

Jak wspominałam, miesiąc temu wygrałam w konkursie u Alter Ego odżywkę na porost rzęs - Oceanic Long 4 Lashes. Efekty po miesiącu w porównaniu:

przed i po (otwarte oko - rzęsy podwinięte zalotką Inglot)
rzęsy hennowane w domu

Nie używałam odżywki codziennie, a co jakieś 2 dni. Wieczorami jestem tak zmęczona, że czasem padam bez umycia zębów :)
Górne rzęsy IMO są troszkę dłuższe. Do wywijania ich nadal niezbędna jest zalotka. Dolne rzęsy za to zagęściły się nieznacznie, widzę nowe włoski tu i ówdzie, ale cieniutkie i jasne jak reszta. Dopóki nie nauczę się nakładać henny na dolne rzęsy efektu i tak nie widać.
Odżywka nie podrażnia moich wrażliwych powiek ani nie wpływa na oczy póki co. Czasem budzę się z zaczerwienionymi oczami ale nie wiem, czy to wina odżywki czy np szalejących pyłków.
Proszę o coś równie skutecznego na brwi :)

HIT MAJA

Hit miesiąca jest spożywczy :D Grzybek tybetański i algi morskie, czyli zestaw do domowej produkcji kefiru i tzw. kefiru wodnego.
Właściwości kefiru są chyba wszystkim bardzo dobrze znane? Prócz wapnia i witamin, kefir zawiera bakterie i grzyby korzystne dla człowieka. Kefir pędzę dla domowników, na razie w małych ilościach bo na tyle starcza grzybków. Jest smaczny! Mi co prawda nie wolno pić produktów mlecznych (nawet fermentowanych, które są lżej strawne i mają mniejszą zawartość laktozy dzięki fermentacji), ale przecież musiałam choć oblizać łyżeczkę ;]
Algi pozwalają upędzić napój o właściwościach zdrowotnych podobnych do kefiru, ale na wodzie i cukrze. W smaku gotowy kefir wodny przypomina bliżej nieokreśloną oranżadę z nutką kwasu chlebowego / piwa / drożdży. Jest orzeźwiający. Zależnie od stopnia fermentacji lekko musuje. Mi bardzo smakuje i nie szkodzi mi na brzuszek :) Kefiru wodnego też pędzę odrobinkę, wychodzi na razie około szklanki co 2 dni. Podobno oba grzybki rosną jak szalone i niedługo będę mogła zwiększyć produkcję.
Zarówno kefir mleczny jak i wodny robi się bardzo łatwo - nastawia, czeka i pije :)
Znalazłam przepis, który poprawia walory smakowe kefiru wodnego, ale jeszcze nie próbowałam. Dla zainteresowanych - KLIK.

Jako, że moje "grzybki" cały czas pracują - posłużę się zdjęciem z aukcji, na której je kupiłam.

źródło
UWAGA!
"Grzybki" kupiłam u prywatnego sprzedawcy, więc nie wiem, czym botanicznie (zoologicznie) są moje nabytki. Do tego, ponieważ grzybki przychodzą pocztą jedynie w folii bąbelkowej, nie wiadomo, czy są w dobrym stanie ze względu na transport i czy nie były czymś zanieczyszczone. Na pewno trzeba dobrze obejrzeć opakowanie przed użyciem grzybków.
Podczas pierwszej próby zalecam wielką ostrożność.

* * *
To byłoby na tyle :)
A co u Was?

Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

Denka i wyrzutki #4

$
0
0

Pora na sprawozdanie z kolejnych czystek w wiedźmiej kosmetyczce :)
Ostrzegałam, wykańczam prężnie - a wyrzucam (prawie) bez litości ;]

Ciekawa jestem, czy rozszyfrujecie kosmetyki z negatywów?

DENKA

Zioła i Trawy Agafii, Ziołowe Białe Mydło [opinia] - wydajne jak szatan i pięknie pachnące mydełko do mycia ciała i włosów z popularnej serii rosyjskich kosmetyków. Białe mydło wydaje mi się być najlepszym wyborem spośród tych mydeł dla wrażliwców - i nie zawiodłam się na nim do ostatniej porcyjki. Choć nie nadaje się do mycia kilka razy dziennie - na zmianę z łagodnymi produktami działa pięknie, tzn myje i nie szkodzi, a do tego pachnie. Zapach absolutnie mi się nie znudził, jest ciągle tak samo kojący i uroczy. Mydełko zużywałyśmy razem z mamą (na zmianę z innymi myjadłami) przez ROK, więc wysoką cenę (ok. 45zł) można mu wybaczyć.
Wielka szkoda, że u mnie nie nadaje się do mycia włosów, podobnie jak żaden produkt ziołowy, który do tej pory próbowałam.
Może kupię ponownie, a już kupiłam kwiatową wersję :) Czarna wersja też kusi, chociaż zależy, jaka wtedy (czyli za rok?) będzie moja cera.

Rexona Women, Pure Protection, Dezodorant antyperspiracyjny w kulce [KWC] - działa i nie podrażnia. Nie każdy antyperspirant to potrafi, więc PLUS! Zapach jest praktycznie niewyczuwalny. Kulka dozuje troszkę za dużo płynu więc trzeba poczekać, aż się wchłonie ale to jedyny minus.

Kupię ponownie, obecnie mam sztyft, zobaczymy, jak się sprawdzi.

*Bezpieczeństwo korzystania z antyperspirantów jest dyskusyjne, więc nie zachęcam ani nie odradzam tego rodzaju ochrony przed potem i nieświeżym zapachem. Osobiście praktykuję tę kontrowersyjną wersję, gdyż naturalne nie dają mi chyba żadnej ochrony.

Baikal Herbals, Krem Anti-Age na noc [opinia] - bardzo porządny kremik dla skóry suchej bądź odwodnionej. Używałam go z przyjemnością. Szkoda, że producent obiecuje cuda w kwestii zatrzymywania czasu, bo nie ma takiej mocy. Mało który krem ma. Kosztuje 20zł / 50ml i jest bardzo wydajny, starczył mi na wiele miesięcy regularnego używania.
Może kupię.Może skuszę się na inny z tej serii?

Oceanic, AA Regeneracja, Szampon z bisabololem [opinia] - jeśli istnieje szampon "rypacz" możliwie łagodny dla skóry to będzie to on.
Może kupię ponownie. A jeśli skóra znowu mi się zbuntuje to na pewno kupie ponownie ;] Na razie cieszę się poprawą stanu skóry i będę testować inne :)

Bielenda, Professional Formula, Enzymatyczny peeling dotleniający [KWC] - produkt o zachęcającym składzie i niskiej cenie :) Niecałe 3zł za dwie porcje maseczki-peelingu "enzymatycznego". Moim zdaniem nie jest to "enzym" tylko bardzo łagodny peeling kwasowy. Nie powinien podrażniać nawet wrażliwej skóry, ani działa fotouczulająco i moim zdaniem zdaje egzamin :) Peeling ma postać przezroczystego żelu bez drobinek o łagodnym zapachu. Jeśli skóra była uszkodzona to może trochę szczypać, ale jest łagodny nawet dla mojej wrażliwej, alergicznej i płytko unaczynionej skóry. Cera po zabiegu jest odświeżona i wygładzona i jest to pierwszy "enzym", który robi u mnie cokolwiek.
Już kupiłam następne opakowanie.

WYRZUTKI

Artiste, Hair Care & Styling, Żel do układania włosów, moc 4 [KWC] - żel do utrwalania loków, popularny wśród zakręconych wizażanek swego czasu (nie wiem, jak teraz). Skład ma bardzo ładny, bezpieczny dla skóry i włosów, bez alkoholu, za to z aloesem i pantenolem. U mnie nie sprawdził się, włosy wyglądają na nieświeże i łatwo łapią puch. Miliony razy lepiej działa zwykły glut lniany.
Nie kupię ponownie.

Elfa, Green Pharmacy, Olejek łopianowy ze skrzypem polnym przeciw wypadaniu włosów [KWC] - kolejny produkt, który musiałam sprawdzić :) Olejek w wersji ze skrzypem wydaje się być najbardziej odpowiedni dla skóry wrażliwej (wtedy jeszcze nie było arganowego). Otóż - na moich włosach i skalpie olejek nie robi NIC, więc nie miałam odruchu, by po niego sięgać. Prawie nietknięty doczekał końca terminu ważności i zjełczał.
Nie kupię ponownie.

Farmona, Herbal Care, Odżywka do włosów rozjaśnionych i blond "Rumianek" [KWC] - zdanie o niej mam podobne jak o odżywce Lnianej - ładny skład, przyjemny zapach i niska cena sprawią, że wiele osób będzie z niej zadowolonych :) Wiele, czyli nie ja. Odżywka nie robi nic złego skórze ani włosom, ale szybciej wyglądają nieświeżo i ciężko, jakkolwiek bym jej nie używała. Przemęczyłam 2/3 opakowania, wystarczy. Na szczęście jest tania :) (w promocji ok. 5zł).
Nie kupię ponownie, ale polecam, jeśli ktoś napotka.

Rossmann, Babydream, Extrasensitive Pflegeöl [KWC] - niedostępna już w PL ale ciągle produkowana w Niemczech oliwka dla dzieci do skóry bardzo wrażliwej była moim wybawieniem podczas epizodów atopowych i mroźnej zimy. Oprócz alergicznej skóry ciała dobrze spisywała się u mnie na włosach - zemulgowane masło shea to jest to, co moje włosy lubią najbardziej :)Kiedy wycofywano ją ze sklepów zrobiłam zapasy i przechowywałam na czarną godzinę.. i tak oto pół butelki się przeterminowało i zjełczało. O ile terminem ważności się bardzo nie przejmuję, tak zjełczałych olejów używać na skórę już nie wolno... Kosztowała ok. 10zł / 200ml.

Jeśli spotkam, kupię ponownie.

* * *

Powoli wykańczam zapasy po zimie i robię miejsce na wiosenno-letnie kosmetyki :D

Znacie te produkty? Co o nich sądzicie?
Jak idzie Wasze wiosenne denkowanie?


Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

Tea time! Wpis około-herbaciany

$
0
0
źródło

Witam :)

W ciągu ostatnich miesięcy oprócz kosmetyków testowałam również nowe produkty spożywcze.
Zebrało mi się kilka produktów w temacie około herbaty. Chętnie opiszę je za jednym zamachem :)

Zacznę od słowa wstępu, a raczej odwołania się do starego wpisu o herbatach. Kiedy to odkryłam niby oczywistą, a jednak zaskakującą prawdę. Herbaty też mogą uczulać. To nie tylko woda z zapachem i kolorem, to może być i cudowny napar, i kupa chemii i potencjalnych alergenów ;] I czasem co z tego, że wyeliminujesz całą chemię z diety, jeśli najzdrowszy posiłek świata zapijesz czymś, co już dawno nie jest herbatą? Na szczęście - na rynku są dostępne całkiem dobre herbaty "bez chemii". A drugie na szczęście - z całkiem niezłym skutkiem można herbaty aromatyzować w domu :>

Tymczasem zapraszam na wpis!

#1

A jakże - herbata!


Herbaty Yogi to napój dla koneserów. Aromaty ziołowe, owocowe i korzenne, inspirowane ajurwedą i myślą wschodu mogą - i w moim przypadku są - zaskakujące dla dziecka Zachodu :)
Herbatki Yogi zmuszają - przynajmniej mnie :) - do zatrzymania się. Takiej herbaty nie da się wypić w biegu - raz, zbyt... wyjątkowa, dwa - szkoda, bo kosztuje niemało :)

Najpierw przeczytajcie skład - Herbata rozgrzewająca Yogi:
bazylia*(50%), lukrecja*, sok z suszonej cytryny*, skórka z pomarańczy*(5%), cynamon, imbir*, papryka chili*(0,5%), kardamon*, goździki*, pieprz czarny*
*składniki pochodzące z upraw ekologicznych, objęte certyfikatem kontroli IT BIO 006

Piękny, naturalny - i szokujący, nieprawdaż?
Mieszankę tak skomponowano, że samą bazylię ciężko rozpoznać. Aromat herbaty jest po prostu orientalny i... inny. Zapach egzotyczny. Smak - zaskakujący. Stosunkowo łagodny, ziołowy i nie czuć bardzo korzennej nuty, a ciepełko z chilli rozkwita dopiero w brzuszku, w okolicy serduszka. Naprawdę!
Pierwszy kubek tej herbaty wypiłam zmęczona po bardzo ciężkim dniu - i czułam, jak schodzi ze mnie napięcie, rozluźniają się mięśnie a w głowie cichnie hałas i chaos.
Korzenny pikantny miks zapewnia lekkie pobudzenie - bez kofeiny i bez późniejszych problemów z zasypianiem.
Herbatkę wyniosłam do pracy. Ratuję się nią, gdy boli mnie brzuch (bazylia działa rozkurczowo na układ pokarmowy i wspomaga trawienie, zwłaszcza w takim towarzystwie).

Opakowanie zadowoli wysokie wymogi estetyczne. Taka herbata zdecydowanie spisze się jako podarunek dla wielbiciela nowych smaków :)

Herbata ta raczej nie spodoba się dzieciom i smakowym tradycjonalistom. Nie powinny jej pić osoby z nadciśnieniem ze względu na lukrecję.

Pudełko herbaty zawiera 17 torebek zapakowanych w oddzielne papierowe torebki. Kosztuje około 12zł za opakowanie.

Nie wykluczam, że kupię sobie tę bądź inną z herbat Yogi. Tymczasem eksperymentuję z własnymi mieszankami inspirowanymi przepisem :)

#2

Dżemik jarzębinowy do herbaty.


Jarzębina jest jednym ze smaków mojego dzieciństwa, który odkrywam na nowo. Przetwory jarzębinowe są trudno dostępne, i jeśli tylko jakieś znajdę - muszą być moje!

Skład: jarzębina 70%, cukier 30%

Ten oto dżemik służy specjalnie do jarzębinowania herbat. Składa się tylko i wyłącznie z owoców i cukru. Mimo braku konserwantów jego trwałość jest zaskakująca - od października do czerwca stoi otwarty w lodówce i nadal jest w doskonałym stanie :)
Konsystencja dżemu jest gładka i dobrze rozprowadza się w ciepłej herbacie, nadając jej aromat - bez słodyczy.
Jarzębina w smaku przypomina trochę borówkę brusznicę. Dla niewtajemniczonych - wyobraźcie sobie niekwaśną żurawinę, która ma jakąś naturalną słodycz (żurawina nie ma ani trochę). Mimo stosunkowo wysokiej zawartości cukru (chociaż w przełożeniu na dżemy nie bije rekordów, tam bywa 1:1) dżem nie jest słodki w smaku.
Moim zdaniem najbardziej pasuje do herbat łagodnych i neutralnych, np czarnej, zielonej albo rooibos.
W moim odczuciu herbata z jarzębiną ma działanie delikatnie chłodzące, dlatego nie sięgałam po nią zbyt często w okresie jesiennym i zimowym, a teraz do niej wróciłam.
Minusem (znowu IMO) jest moczopędne działanie jarzębiny. Podobnie jak żurawina powinna pomagać przy dolegliwościach układu moczowego i kobiecych infekcjach.
Dżemik ma wysoką zawartość witamin wrażliwych na ciepło (C, karoteny) i warto dodawać go dopiero do schłodzonej herbaty :)

Jarzębina do herbatki nadaje się dla każdego :) Nie ma przeciwwskazań wiekowych i zdrowotnych, w przypadku gorszej kondycji fizycznej warto jednak zachować umiar, jak ze wszystkim ;]

Słoiczek dżemiku Fungopol Jarzębina do herbaty to 200g li i jedynie dosłodzonego przecieru jarzębinowego. Kosztuje około 7zł i najłatwiej znaleźć ją w sklepach ze zdrową żywnością.

Jako, że smaki na jarzębinę trwają, być może kupię dżemik. I uproszę mamę, żeby zrobiła domowy ;)

#3

Czekolada do herbaty?


Tu znowu kierowała mną bardziej ciekawość niż potrzeba, bo na szczęście cukrzycy (jeszcze - biorąc pod uwagę zasięg chorób cywilizacyjnych nikt nie może czuć się bezpieczny) nie mam.

Czekolada słodzona stewią to produkt kierowany nawet do diabetyków. Cukier - albo jeszcze gorzej, syropy glukozowe i fruktozowe zastąpiono tu zdrowszym osładzaczami, jak maltitol i stewiozydy, które są uważane za bezpieczne dla cukrzyków, bo nie podnoszą poziomu glukozy we krwi jak cukier. Dodatkowo tłuszcze utwardzone zastąpiono naturalnie twardymi masłami roślinnymi o cenionych właściwościach odżywczych :)

Oto skład: Maltitol, masa kakaowa, tłuszcz kakaowy, proszek kakaowy, lecytyna sojowa,aromat waniliowy, glikozydy stewiolowe.



Produkt to pastylki czekolady wielkości 5zł. Nalot nie jest wadą produktu ani nie świadczy o jełczeniu.
Oprócz kartonika zapakowano je dodatkowo w torebkę strunową z aluminiowej folii, dla dodatkowej ochrony.

Moim zdaniem: Czekolada słodzona stewią smakuje jak normalna czekolada, jeszcze nie deserowa ale już nie mleczna.
Nie jestem cukrzykiem, więc nie jestem w stanie określić, czy faktycznie nie powoduje skoków insuliny. Nie uruchamia ciągu czekoladowego i można przerwać zagryzanie po jednej pastylce (a nie jak niektóre, które idą naraz :) ).
Czekolada na pewno jest bezpieczniejsza, niż zwykłe czekolady dostępne w sklepach, chociaż spotkałam się z opinią, że sam słodki smak już wywołuje reakcje organizmu jak na cukier, więc i z bezpiecznymi słodzikami nie powinno się przesadzać.
Oprócz kakao i lecytyny sojowej nie zawiera więcej potencjalnych alergenów, więc może po nią sięgnąć większa grupa wrażliwców (na przykład bezmleczna Wiedźma).

Opakowanie Czekolady słodzonej stewią firmy Choco Pharm, wersja dla dorosłych to 100g czekoladowych pastylek i kosztuje około 15zł. Znajdziecie je oczywiście w sklepach ze zdrową żywnością :)

Nie umiem powiedzieć, czy będę sięgać po takie czekolady. Na szczęście nie muszę, a wybór czekolad bezmlecznych i bezglutenowych jest duży. Była dla mnie trochę za słodka, jednak wolę deserowe i te "wysokoprocentowe". Aczkolwiek kupiłabym ją na osłodę cukrzykowi na diecie.
* * *
Wszystkie te produkty testowałam w ramach współpracy z Zielarnią Lawenda.


Jak u Was w temacie herbat? Co właśnie popijacie, czym smakujecie? Czym słodkim (a może niesłodkim?) zagryzacie?



Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

Soda w domowych kosmetykach

$
0
0
źródło

Dawno nie było o produktach z kuchni do stosowania na skórę i włosy :)
Osoby pamiętające początki tego bloga były częstowane często takimi przepisami. Z potrzeby serca powstała nawet oddzielna zakładka - SPIŻARKA - do której dziś rzadko zaglądacie... a szkoda. Mamy w domu skarby. Często za grosze. Często fantastyczne. Nic, tylko korzystać :)


Soda kuchenna, soda oczyszczona tudzież wodorowęglan sodu jest w niemal każdym domu i jest do kupienia w każdym sklepie spożywczym za grosze.

Obecnie soda staje się popularna jako uniwersalny ekologiczny środek czyszczący, zaraz obok octu.

Spotkałam się z zastosowanie wody z sodą jako sposobu na zgagę i na odkwaszenie organizmu, które ponoć jest jedną ze zmór naszych czasów. Za pomocą wody z sodą można wykonać prosty i bezpieczny domowy test, czy nasz żołądek wytwarza wystarczająco dużo kwasu żołądkowego (bo ponoć niedokwaśność żołądka jest następną chorobą naszych czasów ;] ).

CZYM JEST SODA?

Soda jest nieorganicznym związkiem chemicznym z grupy wodorowęglanów. Wodny roztwór wodorowęglanu sodu ma odczyn słabo alkaliczny i zachowuje się w wielu reakcjach jak słaba zasada.

źródło

ZASTOSOWANIA

W produktach spożywczych a także kosmetycznych często występuje jako:
  • do pieczenia, jako środek spulchniający - w temperaturze powyżej 60 stopni C rozkłada się z wydzieleniem CO2. Reakcja szybciej i gwałtowniej przebiega w obecności kwasów, stąd często dodatek octu jabłkowego,
  • regulator pH - łagodnie podwyższa pH.
Znane jest domowe zastosowanie jako:
  • substancja pochłaniająca zapachy i wilgoć - np do lodówki, do butów :),
  • do zmiękczania wody - soda reaguje z jonami wapnia i magnezu i powoduje ich wytrącanie z wody.
Co do ostatnich właściwości, daje nam to kilka możliwości zastosowania. W wodzie z sodą można przepłukać dziecięce ubranka albo bieliznę dla wrażliwca w roli zmiękczacza jasnych tkanin
Soda może być składnikiem płukanki zmiękczającej do włosów, przydatnej zwłaszcza, jeśli myjemy włosy twardą kranówką. Metoda kontrowersyjna, gdyż zgodnie z logiką ostatnie płukanie powinno być lekko kwaśne, nie lekko zasadowe.
Ostatnie zastosowanie testowałam wielokrotnie w młodości - kąpiel z sodą przy podrażnionej skórze.

Ciekawą opcję opisała kiedyś Kascysko - soda w maseczce złuszczającej na twarz. Maseczka taka ma działanie podobne do peelingów enzymatycznych, choć jest o wiele ostrzejsza, jeśli wykonać nią masaż. Formę taką zdecydowanie odradzam przy skórze wrażliwej!
Ja, jako posiadaczka skóry wrażliwej, nie wykonywałam masażu twarzy sodą. Zdarza mi się nałożyć papkę z sody ma okolice z wysypem zaskórników i ich pozbycie się potem jest o wiele łatwiejsze. Jako opcja mniej agresywna z sodą można wykonać "przed-tonik", czyli szczyptę sody rozpuścić w wodzie, przetrzeć twarz. Na koniec obowiązkowo należy skórę zakwasić produktem o fizjologicznym, lekko kwaśnym pH.
Produkty sodowe na twarz zdecydowanie nie powinny stanowić elementu codziennego dbania o cerę. Huśtawka pH to prosty przepis na przesuszenie skóry i podniesienie jej wrażliwości. Nie polecam nakładania sody na skórę zranioną i już podrażnioną.
Absolutnie nie wolno nakładać sody w okolicy oczu!

Pan na pewno nie ma maseczki z sody na twarzy, ale jest tak uroczy, że nie mogłam się powstrzymać :)

źródło

Sama stosuję i polecam, choć ostrożnie - oczyszczanie włosów szamponem z sodą. Szampon wzbogacony sodą zyskuje właściwości mega-rypacza i usunie z włosów wszystko, nawet świeżą farbę (niestety nie działa na starą, "wgryzioną" we włosy). Ten sposób umożliwia wzmocnienie delikatnego szamponu, bez mnożenia butelek na półce. Przydatne, jeśli jak ja macie wrażliwą skórę i nawet szampon-rypacz musi spełniać pewne wymogi, a co za tym idzie często jest droższy.
Po sodowaniu włosów obowiązkowe jest użycie zakwaszacza, np płukanki octowej lub maski o lekko kwaśnym pH, np z dodatkiem soków/kwasów owocowych.

Popularne jest kosmetyczne zastosowanie sody jako szamponu, w duecie z octem jabłkowym lub innym owocowym. Metoda ta ma moim zdaniem i plusy - zdecydowane ograniczenie tablicy Mendelejewa, jaką ładujemy na skórę, i minusy - huśtawka pH fundowana włosom może je nadwyrężyć wiele bardziej, niż sklepowe "chemiczne" szampony.

źródło


Odkryłam również działanie niepozornej sody na stopy. Po wymoczeniu z wodą z dodatkiem sody stopy świetnie poddają się peelingom i ścieraniu zrogowaciałego naskórka. Stwardniała skóra jest rozluźniona jak po długiej kąpieli, a zdrowy naskórek prawie nie, więc trudniej o zranienie się przez zbyt mocne ścieranie, które nie jest potrzebne.
Do zadań specjalnych można wykorzystać sodowe skarpetki - zabieg inspirowany skarpetkami kwasowymi. Do woreczków foliowych wsypuję po łyżeczce sody, zawiązuję na stopach, zakładam skarpetki i chodzę w nich kilka godzin lub idę spać. Po kilku godzinach skóra jest rozmiękczona gdzie trzeba i genialnie poddaje się dalszym zabiegom złuszczającym i upiększającym.

Kąpiel całego ciała z dodatkiem sody i soli ma działanie relaksujące i odświeżające. Zmniejsza się napięcie mięśni. Kąpiel taka dodatkowo dobrze wpływa na moje dłonie - zmniejsza przebarwienia np po ciemnym lakierze albo po pracach kuchennych w dziurawych rękawiczkach, sprawia, że paznokcie są trochę twardsze i samoistnie skórki stają się bardziej "ogarnięte", nawet bez manicure. Do takiej kąpieli warto dodać naparu z ziół czy olejków eterycznych (o czym zawsze zapominam), ale sama soda i sól też już działają :)

UWAGI

Do zabawy z pH warto mieć papierki lakmusowe. Lub tworzyć mikstury, które możemy posmakować - im mniej gorzki smak, tym pH bliższe neutralnemu, czyli lepiej i bezpieczniej. Podobnie z kwaśnym smakiem.

Zabawy z pH dają wiele możliwości, ale też są obarczone pewnym ryzykiem. Możemy osiągnąć niezłe efekty w prosty sposób, ale i łatwo sobie zaszkodzić.

Przed pierwszą kurację koniecznie wykonaj test na małym kawałku skóry, np na przedramieniu. Może okazać się, że produkty z sodą nie są dla Ciebie!
 

Korzystacie z sody w pielęgnacji?
Bawicie się świadomie odczynem produktów?
Jakie są Wasze domowe przepisy z sodą?


Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

Nowości - czerwiec '14

$
0
0

Lubicie wpisy o nowościach? Ja bardzo :)

Bez zbędnych wstępów - oto moje nabytki czerwcowe:

Receptury Babuszki Agafii, Zatrzymanie Młodości, Organiczny Krem Pod Oczy do 35 lat
Produkt walczący z upływem czasu to zupełna nowość w mojej kosmetyczce. Do tej pory walka z nadwrażliwością skóry zdominowała moją pielęgnację i nie było w niej miejsca na nic innego. Do niedawna :) Jak często wspominam, dzięki zmianie diety o wiele rzadziej miewam uczulenia i pokrzywki, jakimi skóra często mnie częstowała - i mam większą odwagę na wprowadzanie nowości. Nareszcie mogę zrobić dla skóry coś, co zaowocuje w przyszłości :)
Moja skóra wokół oczu powoli zaczyna pokrywać się siateczką zmarszczek mimicznych. Poza tym - jest bardzo delikatna, często zaczerwieniona a same powieki podpuchnięte. Spod skóry prześwitują rozszerzone naczynka. Czy babuszkowy kremik skutecznie się z tym rozprawi?

Recepty Babci Agafii, Maska Odżywcza do Włosów Osłabionych z miodem i jagodami
Maska do włosów z miodem i ekstraktami z leśnych jagód - brzmi pysznie! Skład maski jest bardzo krótki i cudownie prosty, w sam raz dla włosów wybrednych. Zarówno miód jak i ekstrakty owocowe to przede wszystkim zastrzyk słodkiego nawilżenia, bez ryzyka przesuszu, jakie dają u mnie ekstrakty ziołowe [btw wg artykułu, który niedawno podlinkowałam na FB kuracje ziołowe mogą zachowywać się jak proteinowe, bo zawierają mieszaninę peptydów różnej wielkości!]. Maska zapowiada się nieźle dla moich włosów, które po ostatniej trwałej są suche i z radością piją wszelkie kuracje, jakie im funduję, oraz dla każdych suchych i nawet zniszczonych.
Btw kuracje na włosy z dodatkiem owoców polecałam już tu na blogu [kuracja marchewkowa] i pojawiły się jako zgłoszenie w konkursie [kuracja malinowa].

Radix-Bis, Mąka z cieciorki
Ciecierzyca/cieciorka to roślina strączkowa. Jej ziarno ma sporą jak na strączki zawartość białka, stąd często pojawia się w kuchni wegetariańskiej.
Zaintrygowała mnie, bo nie miałam jeszcze okazji próbować mąki nie ze zbóż, a ciecierzycę znam i lubię. Od kiedy przeczytałam o niej u Zielpy, wiedziałam że muszę ją mieć i że najpierw wyląduje w moich omletach - i tam bardzo dobrze pasuje. Mąka nie "daje fasolą" więc nie zepsuje słodkiej przekąski.
Mam dla niej również zastosowanie kosmetyczne, zainspirowane peelingiem z fasoli Adzuki. Zaciekawione?

Powyższe produkty będę testować w ramach współpracy z Zielarnią Lawenda.
(Dwa z linków odsyłają do wyszukiwarki sklepu, gdyż towarów chwilowo brakuje na półkach).

Następnie - efekt napaści na najbliższego Lidla.


W ramach Azjatyckiego Tygodnia w Lidlu w ofercie pojawiają się produkty, które chętnie miewam w zanadrzu, a do tego są dobrej jakości i w niezłej cenie.
Ostatni azjatycki tydzień trwał od 2.06 - 8-06 ale w sklepach na pewno zostały końcówki towarów z tej oferty.
Mleko kokosowe - inne niż ostatnio, ale też smaczne. Jedno ze smaczniejszych, jakie próbowałam. Nie jest to czyste mleko (82%), ale dodatek wody a co za tym idzie emulgatorów, stabilizatorów i konserwantów jest nieduży. Ma konsystencję porządnej śmietany i grudy, czyli tak być powinno.
Glass Noodles - zwany nie wiem czemu makaronem sojowym, makaron grochowo-fasolowo-kukurydziany, który przygotowuje się przez zaparzanie i świetnie pasuje do rosołu! Więcej o makaronach bezglutenowych pisałam tutaj: KLIK.
Oczywiście zapasy są wiele większe, tylko modelki nie pomieściły się na zdjęciu ;]

Lubicie produkty z Lidla?

Na koniec wymianka z Kasią z bloga Włosowo-kosmetycznie-jedzeniowo.


W ramach wymianki dostałam od Kasi odlewki:
  • LadySpa, Maska z jedwabiem i arganem
  • Planeta Organica, Czarna maska marokańska
  • 3x Fitomed: Koncentrat na naczynka z liposomami, Aktywny olej z lecytyną i ceramidami i Aktywny olej witaminowy

Maski czekają na swoją kolej, nie miałam jeszcze czasu na włosowe spa. Tymczasem koncentraty i olejki z Fitomedu już przemycam do pielęgnacji i jestem ciekawa ich działania na dłuższą metę,  bo krótkofalowe jest ciekawe. Produkty na naczynka zazwyczaj na mnie nie działają, moja cera jest płytko unaczyniona ale nie ma rozszerzonych naczynek. Ceramidy i lecytyna to pyszności, o które trudno w dużych stężeniach i/lub przystępnej formie. A witaminki są fajne, więc czemu nie :)
Dzięki, Kasiu!

Czy któryś z produktów zainteresował Was i chcecie dowiedzieć się więcej, jak wyglądają moje pierwsze wrażenia? Pytajcie w komentarzach :)

Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

Niedziela dla włosów #1

$
0
0

Dobry wieczór!
Postanowiłam się zmobilizować i dołączyć do akcji Anwen :>
O włosy co prawda dbam cały czas, ale dawno przestałam notować efekty i spostrzeżenia, a przecież warto. Choćby dla funu.
Nie widzę też sensu zwlekać z pokazaniem się w nowej fryzurze - nie jest idealna, ale czy kiedykolwiek będzie i czy o to chodzi? :)

Zestaw
na noc: emulsja Zoxiderm na skalp (przeciwgrzybicza), tym razem nic na długość bo nie żałowałam b/s do reanimacji loczków (w tej roli odżywka Tara Smith, C Curls [KWC] )
M: Barwa Naturalna, Szampon z Lnem i Witaminami - prosty szampon z SLS, całkiem przyzwoity "rypacz"
O: maska Ruska Bania z miodem i jagodami + kilka kropelek olejku z ceramidami z Fitomedu - kompres na kilka minut

Efekt
Włosy trochę spuszone i nie do końca zdefiniowane ale miękkie i sprężyste! Jak na wietrzny dzień i wysoką wilgotność powietrza (i poprawkę, że przed chwilą się gimnastykowałam :P) to jest nieźle :)

zdjęcie z lampą, wieczorem po długim dniu :)
Ta-dam, oto mój aktualny fryz a'la Kopernik :) Najbliższa wizyta i fryzjera oznacza trochę mocniejsze wycieniowanie boków i tyłu i wysłużenie fryzury... niech tylko tam dotrę! ;)

Kopernik z przodu:



Tymczasem czekam na wpis Anwen, żeby się dowiedzieć, jakie cuda testowała tym razem :) Ostatnia wersja z truskawkami brzmi baaardzo apetycznie i gdyby nie wizja wydłubywania pestek z włosów - skusiłabym się :D

A jak wyglądają Wasze weekendowe spa?


Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

Ol'Vita - Olej kosmetyczny z pestek maliny

$
0
0

Jeśli jeszcze nie znacie tego produktu, koniecznie o nim przeczytajcie!

Olej z pestek malin to olej wyjątkowy, mówi się, że będzie odpowiedni do pielęgnacji cery każdego rodzaju i w każdym wieku, do skóry całego ciała i włosów. Przypisuje mu się wyjątkowe właściwości - filtra przeciwsłonecznego o wysokim SPF (nawet 50!), a ponadto działanie przeciwstarzeniowe, a wręcz odmładzające, łagodzące, pielęgnujące i bezpieczne stosowanie nawet w przypadku skóry wrażliwej i dziecięcej.

Co siedzi w oleju z malin?

Jeśli obiecują takie cuda, nie można im wierzyć na słowo!

Wg tego artykułu naukowego [źródło] olej z pestek malin przedstawia się następująco:

Profil kwasów tłuszczowych:
LA omega-6 - 54,5%
ALA omega-3 - 29.1%
kw. oleinowy omega-9 - 12,0%
kw. palmitynowy - 2,7%
kw. elagowy - śladowe ilości

Ponadto:
3,5% fosfolipidów
2,7% wolnych kwasów tłuszczowych
tokoferole - ekwiwalent 97mg/100g

Olej z nasion malin absorbuje promieniowanie UVB i UVC.
Jest odporny na utlenianie i można go długo przechowywać.


Kwas elagowy jest bardzo silnym antyoksydantem, przypisuje się mu nawet działanie przeciwnowotworowe.
Fosfolipidy to m.in. lecytyna, jeden z moich ulubionych składników kosmetycznych, o niezrównanym działaniu łagodzącym i zmiękczającym, zarówno na skórę jak i włosy [więcej o lecytynie].
Dla nas oznacza to, że:
  • niecałe 15% kwasów omega-9 i nasyconych łącznie to niski potencjał komedogenny i pryszczotwórczy oraz nie będzie nasilał infekcji - ergo olej nie powinien szkodzić cerze trądzikowej i zanieczyszczonej ani ze zmianami grzybiczymi (np łupież)
  • mała zawartość wolnych kwasów tłuszczowych to niskie ryzyko podrażnień
  • wysoka zawartość kwasów omega-3, kwasu elagowego i witaminy E to piękny potencjał regenerujący, przeciwzapalny i łagodzący - dla każdej cery, w tym podrażnionej i trądzikowej
  • witamina E, fosfolipidy i kwasy omega-6 są bardzo dobrze tolerowane przez naskórek, nawet podrażniony, alergiczny i ze zmianami atopowymi
  • witamina E, fosfolipidy i kwasy omega-9 mają dobre działanie wypełniające i naprawcze

Moim zdaniem ten zestaw cech sprawia, że olej z pestek malin nadaje się do każdej cery!
Spotkałam się z informacją, że olej z pestek malin ma działanie przeciwsłoneczne analogiczne do filtrów SPF 28-50 i zdolność pochłaniania promieniowania UV zbliżoną do tlenku cynku. Dawka nie podana, więc zostawmy to jako miłą hipotezę :)

DOPISEK - ODNOŚNIE OCHRONY UV

Dla dociekliwych - fragment artykułu na temat właściwości chemicznych oleju z pestek malin - po angielsku.

Crude raspberry seed oil showed some absorbance in the UV-C (100±290 nm) and UV-B (290±320 nm) range (Fig. 1). In the UV-B range, the wavelengths of ultraviolet light responsible for most cellular damage, raspberry seed oil can shield against UV-A induced damage by scattering (high transmission), as well as by absorption. The shielding power in the UV-A (320±400 nm) range depends mostly on the scattering ef€ect. Thus, raspberry seed oil may act as a broad spectrum UV protectant and provide protection against both UV-A, an exogenous origin of oxidative stress to the skin, and UV-B. The optical transmission of raspberry seed oil, especially in the UV range (290±400 nm) was comparable to that of titanium dioxide preparations with sun protection factor for UV-B (SPF) and protection factor for UV-A (PFA) values between 28±50 and 6.75±7.5, respectively (Kobo Products Inc., South Plain®eld, NJ). 
[W bardzo dużym skrócie - olej z nasion malin wykazuje zdolność absorbowania promieniowania UVB i UVC, w tym UVB na poziomie SPF 28-50 oraz odbija promieniowanie UVA na poziomie PFA 6,75-7,5 - czyli całkiem nieźle].


[źródło]

Zapraszam też do wpisu o ochronie UV w naturalnych olejach roślinnych [KLIK].

DO RECENZJI PRZYSTĄP :)

Olej, który opisuję, wyprodukowała firma Ol'Vita. Jest to olej zimno tłoczony jakości kosmetycznej.
Oleje malinowe znałam już wcześniej, gdyż wpadły do mojej kolekcji przy okazji zakupów półproduktowych. Olej Ol'Vity nie różni się właściwościami i działaniem od innych olejków z malin. Jest za to o wiele ładniej podany - w uroczym pudełku z malinowym nadrukiem. W pudełku oprócz szklanej buteleczki z olejem znajduje się pipetka, którą można założyć do butelki, by ułatwić aplikację. Pomysł zacny, bo faktycznie ułatwia to dozowanie po kropli, niestety pipetka ma gładką zakrętkę, co utrudnia zakręcenie buteleczki lekko zatłuszczonymi palcami (po aplikacji oleju na twarz wolę nie myć dłoni, by i ta skóra skorzystała z dobroczynnych właściwości oleju).
Moje testy trwają już prawie rok, więc 1) poświadczam wysoką trwałość oleju 2) wypróbowałam go w każdych warunkach.

Olej ma gęstą konsystencję ale wmasowany wchłania się prawie całkowicie i nie pozostawia skóry śliskiej ani błyszczącej.
Ma intensywny, żółciutki kolor i pachnie jak... krzew malin. Zapach jest przyjemny i chociaż czuję go czasem w ciągu dnia, nie przeszkadza mi. Olej nie barwi skóry ani ubrań.


Działanie oleju

Na twarz
Moją ulubioną formą aplikacji oleju na twarz jest proste serum: olej + żel hialuronowy. Mieszankę dosłownie kilku kropli wklepuję w oczyszczoną i jeszcze wilgotną lub zroszoną hydrolatem skórę twarzy, szyi i dekoltu zamiast kremu. Mieszanka stosunkowo szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy. W miesiącach ciepłych daje odpowiednie nawilżenie na kilka godzin. W miesiącach zimnych jego działanie jest o wiele za słabe, niestety.
Jako, że nie maluję się na co dzień - nie wiem, czy olej sprawdzi się pod makijaż.
Działanie ochronne oleju - w miesiącach ciepłych jest dla mnie odpowiednie, olej zapobiega wysuszeniu skóry na wietrze i w klimatyzowanych pomieszczeniach. W zimie niestety nie działa prawie wcale.
Lubię lekką ochronę przeciwsłoneczną, jaką daje ten olej. Sprawdza się na co dzień, gdy  moja skóra jest wystawiona na słońce przy okazji załatwiania różnych spraw i powrotu do domu rowerem. Ochrona jest dla mnie na tyle mocna, że mamy już koniec czerwca, a u mnie dopiero zagościły na twarzy pierwsze piegi i jeszcze nie mam opalonego śladu okularów przeciwsłonecznych. Jako, że niestety po wszystkich produktach z filtrami UV mam wysypkę - pozostają mi takie łagodne środki. Olej z pestek malin natomiast jest za słaby na dłuższą ekspozycję na słońce, np na wycieczkę.
Olej nadaje się do pielęgnacji skóry wokół oczu. Nigdy nie spowodował u mnie podrażnienia. Dobrze nawilża. W mieszance z płynem micelarnym lub hydrolatem dobrze sprawuje się jako dwufazowy produkt do oczyszczania twarzy i demakijażu.
Olej nie powoduje u mnie zaskórników ani krostek, mimo, że mam do nich predyspozycje.
Olej nie wpływa na moje wrażliwe naczynka - tzn ani ich nie podrażnia, ani nie koi [cera naczynkowa i płytko unaczyniona].
Niestety nie zauważyłam żadnego wpływu oleju na pierwsze oznaki starzenia, tzn na płytkie zmarszczki mimiczne oraz mniejszą jędrność skóry spowodowaną niedawnym dużym spadkiem wagi.

Na włosy
Wiem, że wiele z Was na lato tworzy mgiełki ochronno-nawilżające do włosów z dodatkiem tego oleju. Ja nie przepadam za mgiełkami, wolę we włosy wcierać niż rozpylać :)
Olej z malin stosowany do olejowania nie sprawdza się u mnie na tyle dobrze, żeby go stosować, mam lepsze (i tańsze) oleje.
Użyty po myciu w mieszance z silikonowym serum (Jedwab GP) nie obciąża włosów, sprawia, że są bardziej miękkie niż po samym serum i daje uczucie dbania o ochronę przed UV - a czy faktycznie ją daje, nie wiem.
Można wcierać odrobinę oleju w skalp jako ochronę przed słońcem, chociaż najlepsza ochrona to cień i nakrycie głowy.

Na skórę ciała
Przyznam się, że oleju mi po prostu szkoda do stosowania na ciało. Skórę ciała mam mniej wrażliwą i mniej wybredną, mogę też stosować normalne produkty z filtrami.
Natomiast lubię efekt, jaki pozostawia na dłoniach, wmasowany po nałożeniu na twarz - skóra jest miękka i miła w dotyku a paznokcie wyglądają na bardziej zadbane.

Ogólnie
Olej z pestek malin jest moim must-have na ciepłe miesiące. Mam już kolejną buteleczkę i zaopatrzę się w następne, gdy ta się skończy. To jest mój ulubiony olej na twarz na lato - i już :) Olej nie należy do tanich ale jest bardzo wydajny i starcza na dłuuuugo!
Lubię w nim i to, że mogę go polecić w ciemno każdemu - nikomu nie powinien zaszkodzić, a u większości się sprawdzi.

Cena
Koszt oleju to ok. 23zł / 30ml

Olej z pestek malin Ol'Vita testowałam w ramach współpracy z Zielarnią Lawenda.
Fakt otrzymania produktu nie miał wpływu na moją opinię.

* * *

Znacie olej z pestek malin?
Jakie są Wasze ulubione naturalne kuracje na ciepłe miesiące?


Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

Niedziela dla włosów #2

$
0
0

Długi weekend minął... ale mamy jeszcze niedzielę i chwilę dla siebie :)

W minionym tygodniu włosy były u fryzjera i nareszcie zostały przycięte odpowiednio do skrętu. Znowu obcięte zostało stosunkowo niewiele, może 2-3cm z wierzchniej warstwy i 1cm ze spodniej, a od razu inna fryzura :) A teraz nowe końce trzeba dopieścić!

Jakich pyszności kosztowały tym razem moje włosy?

Przed myciem:
  • Zoxiderm, emulsja p/łupieżowa na skalp
  • Oilmedica, kuracja olejowa na długość
  • Kallos Color - w roli odżywki do emulgacji oleju, jak zawsze sprawiła się świetnie

Mycie i odżywianie:
  • Alverde, Repair shampo - łagodny szampon bez SLS z niemieckiej drogerii DM
  • Baza Odżywkowa z Blisko Natury [opinia]
  • płukanka z żelu lnianego

Z powyższego zestawu żegnam się z olejkiem Oilmedica - o ile włosy się z nim lubią, tak skalp absolutnie nie. Wiem przynajmniej, że moje włosy lubią mieszankę olejów w nim zawartą i umieszam sobie coś z kokosem, słonecznikiem i rycyną, bez ziół ;]
Szampon Alverde jest jednym z niewielu tej marki bez alkoholu i moja skóra bardzo się z nim lubi, o ile właśnie nie domaga się kuracji p/grzybiczej, bo takowego działania nie ma. Dobry delikatny szampon na co dzień.
Bazę odżywkową odkryłam na dnie kuferka z kosmetykami, zupełnie zapomnianą. Dzisiaj sprawiła się wyśmienicie, tymczasem moja własna recenzja sugeruje, żeby nie używać jej co mycie, bo jednak jest za bogata.
Po raz pierwszy od dawna na zakończenie spłukałam włosy płukanką z ugotowanego żelu lnianego (a nie zaparzanego) - i przyjęła się jak za starych dobrych czasów, kiedy była moim hitem, ulubieńcem i ratunkiem.

Efekt? Mięsiste i błyszczące loki, mało puchu, niezła definicja, ładny skręt. I pierdzielnik, jak zawsze :)


Co dobrego dostały dzisiaj Wasze włosy?


Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

Mocznik w roli głównej: Isana Med, Urea i Urea+

$
0
0
 

Witam :)
Dzisiaj chciałabym Wam opisać / przybliżyć / obsmarować Isanowe balsamiszcza z mocznikiem - wersje 5,5% oraz 10%.

Najpierw przybliżmy się bliżej mocznikowi. Na mocznik ostatnio jest szał - każda szanująca się firma kosmetyczna wypuszcza całe linie kosmetyków z różnymi stężeniami tego składnika. Nie dziwię się, bo dobrze dobrane potrafią czynić cuda. Ale jak to zwykle bywa - źle dobrane mogą zrobić kuku ;]

TROSZKĘ TEORII...

MOCZNIK (UREA) - Hydrofilowa substancja nawilżająca, mająca zdolność przenikania przez warstwę rogową naskórka. Działa keratoplastycznie (zmiękcza warstwę rogową), a w wyższych stężeniach działa keratolitycznie (złuszcza zrogowaciały naskórek). Mocznik stosowany jest głównie w balsamach do pielęgnacji skóry suchej, przesuszonej, a w wyższych stężeniach np. do zrogowaciałej skóry stóp. [źródło]

Czy mocznik jest bezpieczny? Tak i nie!

Mocznik jest substancją nietoksyczną i naturalnie występuje w naskórku jako składnik NMF, czyli jest dobrze tolerowany i nie uczula. Ma neutralne pH. Czyli - fajny.
ALE 1) może podrażniać skórę, oczy i drogi oddechowe 2) w stężeniu 40% może rozpuszczać paznokcie (chore), a co dopiero naskórek albo włosy. [źródło]
W codziennej pielęgnacji najbezpieczniejsze stężenie to do około 5%, w którym mocznik działa nawadniająco i zmiękczająco na naskórek oraz ok. 10% w przypadku skóry z zaburzeniem rogowacenia, np rogowaceniem okołomieszkowym, łuszczeniem, mocnym przesuszeniem.
Są dostępne preparaty o wyższym stężeniu mocznika, nierzadko w połączeniu z kwasami AHA albo BHA - i te radziłabym stosować albo do zadań specjalnych (np szorstkie pięty; łuszczenie skóry głowy, dermatozy i choroby skóry) albo doraźnie, np po depilacji i im wyższe liczby tym lepiej, żeby to było w konsultacji z lekarzem.

Wiedźma vs mocznik

Od kilku lat jestem wielką fanką kosmetyków z mocznikiem i chętnie sięgam po nowe, zwłaszcza że ich skład często układany jest pod wrażliwców, jak na zamówienie :)
Początkowo bałam się tego składnika, bo zraziłam się do produktu z wysoką zawartością jego i kwasu salicylowego, ale już wiem, że winny podrażnieniu były raczej kwas i źle dobrana kuracja.
Lubię zwłaszcza mocznik w stężeniu ok. 5% w lekkich, humektantowych formułach w produktach do twarzy, smarowania ciała, w kremach do rąk - oraz w produktach myjących, do których dodaję mocznik półproduktowy (tu zazwyczaj do 2% gdyż tak mi po prostu wygodniej - dzięki temu mam jedyny na świecie żel pod prysznic mocznikowy na łagodnych detergentach :P).

KONIEC WSTĘPU :)

Bohaterami dzisiejszego wpisu są dwa mocznikowe mazidła do ciała Isana Med.

Co w składzie piszczy?

Poniżej składy pokolorowałam wg następującego klucza:
emolienty - substancje natłuszczające
humektanty - substancje nawadniające
do zadań specjalnych - substancje łagodzące
do zadań specjalnych - różne

W obydwu składach jako "punkt orientacyjny" mamy konserwant phenoxyethanol, którego dopuszczalne stężenie to 1%. Substancje występujące dalej w składzie, zwłaszcza roślinne, nie mają wielkiego działania pielęgnacyjnego, ale drażniące nadal mają swój potencjał.

Isana Med, Urea 5,5%
Emulsja 5,5% to woda, 5,5% mocznika, do ok. 5% gliceryny i miks emolientowy, czyli mamy formułę przede wszystkim nawadniającą i lekko natłuszczającą. W mniejszych ilościach mamy substancje łagodzące a na szarym końcu potencjalnie drażniący wodorotlenek sodu.
Spodziewać się można więc lekkiej do średnio lekkiej emulsji do użytku na co dzień dla skóry z tendencją do wysychania. Jako nawadniająca będzie łagodzić napięcie i świąd spowodowany suchością.
I mniej więcej tak działa :)
Urea 5,5% to dość lekkie mleczko o neutralnym zapachu (czuć mocznik, to niestety charakterystyczna nuta ale do zniesienia), dobrze się rozprowadza na skórze i szybko wchłania, nie pozostawiając lepkiej warstwy.

Isana Med, Urea+ 10%

W mleczku prócz wody, 10% mocznika i kilku emolientów mamy morze substancji tworzących konsystencję i smarowność, gdyż preparaty z wysoką zawartością mocznika mają dość tępą konsystencję. Jest i Piroctone Olamine - składnik przeciwgrzybiczy, który stosuje się w małych stężeniach.
To co dobre znajduje się niestety po konserwancie :( A szkoda, bo jest pysznie - skwalan, pantenol, mleczan sodu, olej rycynowy, wosk pszczeli, chroniący przed UV tlenek tytanu, olejek z rumianu szlachetnego. Nie ma tu składników potencjalnie szkodliwych, nie licząc indywidualnych nadwrażliwości i alergii. Pamiętajcie, że niektórym może szkodzić już sam mocznik w tym stężeniu.
Mleczko Urea+ jest bardziej gęste niż emulsja, trudniej się rozprowadza i dłużej wchłania. Nie ma mowy o wskoczeniu w ubranie tuż po kąpieli.
Nie odniosłam wrażenia, żeby nawadniało lepiej niż emulsja 5,5%. Natomiast mocniej natłuszcza, skuteczniej zmiękcza skórę, np na stopach oraz łagodzi, np po depilacji i lepiej łagodzi świąd z przesuszenia.

Mocznik na włosy i skalp?

Już wiemy, że możemy stosować mocznik na włosy i skórę głowy :)
Są szampony z mocznikiem do skóry suchej (5% - choćby Isana :) ), odżywki do włosów przesuszonych (5% - np odżywka Neutrea: recenzja), preparaty na łuszczenie skóry głowy (do 30%, wspomniany Cerkogel, Squamax).

Emulsja IM Urea 5,5% znalazła zastosowanie w mojej pielęgnacji włosów i skóry głowy.
Moim patentem na zwiększenie nawilżenia przesuszonych włosów jest nałożenie na włosy emulsji Urea razem z olejem lub maską przed myciem, ale polecam tę metodę tylko przy włosach sztywnych i raczej grubych, przy cieńszych i delikatnych najwyżej jako mały dodatek.
Emulsja Urea jest IMO produktem bezpiecznym do stosowania na skórę głowy, żaden ze składników nie powinien nasilać ewentualnych problemów skórnych, np łupieżu, przerostu flory itp. Może przyspieszyć obciążanie włosów jako produkt relatywnie treściwy.
Zdarza mi się również wcierać odrobinę emulsji w skalp między myciami, nawadnia lepiej niż emulsja Emolium :)

Czy jeśli mocznik w 5% stężeniu działa cudnie, to czy mocniejszy będzie działał cudniej?
Obawiam się, że nie. Chyba, że zależy nam na złuszczeniu i przez to wygładzeniu powierzchni włosa ;] Albo mocnym zmiękczeniu.
Albo przychlaście, bo w przypadku mleczka Urea+ produkt może być trudny do zmycia.

Warto?

Jeśli jesteś sucharem i wrażliwcem - warto :)
Dobre i tanie, mówiąc krótko :) Mniej niż 10zł za butelkę, a w promocji nawet za 5-6zł :D Mi się sprawdziły i kupię ponownie, emulsję 5,5 na pewno, mleczko 10% zobaczymy, bo skóra mi się poprawia i taki kaliber chyba już nie jest mi potrzebny :D

Szampon i żel pod prysznic z tej serii były bohaterami wrześniowych Szortów - znajdziecie tam krótką analizę składów.

Czemuż ach czemuż Rossmann wycofał odżywki do włosów z tej serii zanim pojawiły się w Polsce? Eh...

* * *

A co Wy sądzicie o produktach z mocznikiem?
Macie swoje patenty na mocznik?


Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

Niedziela dla włosów #3

$
0
0

I znowu niedziela :)

Czemu na zdjęciu jest aż tyle kosmetyków? Bo włosom dostało się dwa razy!

Zestaw sobotni
  • Isana Med, Urea Dusche w roli szamponu rypacza
  • Zoxiderm (kuracja na skórę)
  • Ziaja, Maska intensywny kolor z olejem rycynowym
  • płukanka lniana
  • Isana Hair, Express Spulung Oil-Care (odżywka w sprayu)
Na uwagę, niestety negatywną zasługuje odżywka w sprayu Isana, mój nowy nabytek. Miałam nadzieję, że dzięki lekkim silikonom, masłu shea i olejkowi arganowemu (w aptekarskich dawkach) nabłyszczy i przygładzi moje włosy. Niestety mikroskopijne ilości protein pszenicy robią to co u mnie zwykle robią - czyli matowią i plączą włosy... A mogło być tak pięknie...
Żel pod prysznic w roli szamponu w tym przypadku  podwójnie nie wypalił - raz, że nie domył, dwa - podrażnił mi skalp. Szkoda, bo poprzednia butelka radziła sobie trochę lepiej w tej roli.



Sobotni dzień spędziłam bardzo aktywnie, do matu doszło jeszcze większe splątanie i suchość, więc aby wyglądać jak człowiek jutro - zdecydowałam się dziś na ponowne mycie włosów, już bez protein.
  • Barwa Naturalna, Szampon Len & Witaminy w roli rypacza (żeby usunąć proteiny :( )
  • Baza Odżywkowa z Blisko Natury [opinia]
  • GP Jedwab + olej z baobabu jako serum

Tutaj włosy są jeszcze wilgotne, ale jest o niebo lepiej :) Bardziej miękko i bardziej z sensem. Nawet bez glutka lnianego!

A jak Wasze włosowe niedziele?

Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

Short news #9

$
0
0
Nazbierało się newsów, którymi chciałam się z Wami podzielić. Więc do dzieła!

#

Pierwsze i chyba najważniejsze - dzisiaj wybieram się na moje pierwsze spotkanie blogerek :) Mam nadzieję, że spotkam tam którąś z Was, że będzie miło, przyjemnie spędzimy czas i kto wie, może nawiążemy nowe znajomości, które wyjdą poza blogowy świat?

http://malowanasloncem.blogspot.com/2014/06/letnie-spotkanie-blogerek-w-rzeszowie.html
# #

Oczywiście kosmetycznie! O ile zazwyczaj nie zwracam uwagi na "odżywki" do włosów w sprayu, tak na te zwróciłam... i chcę! Czekam na promocję i naprawdę spodziewam się, że mogą coś robić!
Mowa o nowych odżywkach w sprayu Biovax - NutriQuick.

http://www.biovax.pl/images/produkty/11_m.png
Ich całą listę znajdziecie na KWC [gotowa wyszukiwarka], część wraz ze składami.
Na czym polega ich przewaga? Otóż może najpierw przypomnę, jak analizuje się składy produktów w sprayu. Taka odżywka to przynajmniej 85% wody w przypadku półproduktowych mgiełek, więc gotowe będą miały przynajmniej 90% wody. Więc aby składniki w niej rozpuszczone faktycznie działały, powinny albo znajdować się bardzo wysoko w składzie, albo być powinny produktami, które stosuje się w małych stężeniach (np witaminy,  proteiny, ekstrakty roślinne, które są stężone). I tu raczej tak jest!
Następne, co mi się podoba, to to, że produkty z różnych serii mają szansę faktycznie różnie działać, bo różnią się składnikami wiodącymi: Olejkowa będzie trochę bardziej natłuszczać, proteinowa jest proteinowa, mleczna jest całkiem mocno mleczna itp :)

I co my tu mamy? :)
Kilka przykładowych składów.

Biovax NutriQuick, Do włosów blond
silikon, gliceryna, nawilżacz i ekstrakty owocowe
produkt ma szansę nabłyszczać włosy przez domknięcie łuski, nie obciążać

Trzy olejki
po podobnym początku również ma 3 olejki :)
wygląda na lepszy produkt do włosów suchych i szorstkich, nie grozi przeproteinowaniem

Do włosów wypadających
Biotyna, mleczko pszczele, kolagen - może nie uczynią cudów w kwestii wypadania włosów, bo nie od tego jest odżywka i to w sprayu - ale skład jest najprostszy i bez większych obaw sięgnie po nią wrażliwiec skalpowy i włosowy taki jak ja.

Wersja Jedwab + Keratyna
Skład: Aqua, Cyclopentasiloxane, Glycerin, Betaine, Silk Amino Acids, Hydrolyzed Silk, Hydrolyzed Keratin, Royal Jelly, Prunus Armeniaca Kernel Oil, Collagen, Panthenol, Lactic Acid, Polyquaternium-16, Parfum, Phenyl Trimethicone, Cetyl PEG/PPG-10/1 Dimethicone, Cetrimonium Chloride, Tetrasodium EDTA, Methylisothiazolinone, Sodium Sulfate, Sodium Chloride, Sodium Hydroxide, Limonene, Hexyl Cinnamal, Benzyl Salicylate, Butylphenyl Methylpropional, Geraniol, Linalool, C.I. 42090.
[źródło - wizaz.pl]
Ten produkt może mieć na tyle wysoką zawartość protein, że może powodować przeproteinowanie na włosach wrażliwych na proteiny - ale spodoba się tym, które je lubią.

Produkty w sprayu nie zadbają o całą pielęgnację włosów, ale mogą ją przyjemnie uzupełnić, np jako rozplątywacz, poprawiacz wyglądu włosów zniszczonych, odpuszacz, zabezpieczacz (to mniej, lepsze będzie serum olejkowe ;]) albo reanimator skrętu między myciami.

Cena regularna to około 20zł. Czekam na promocję :)

# # #

Rossmann znowu miesza w składach :(


Łagodny szampon-żel pod prysznic Alterra już nie jest łagodnym produktem bez SLS.

nowy skład
Dla porównania stary skład:
Skład: Aqua, Lauryl Glucoside, Glycerin, Capryly/Capryl Glucoside, Alcohol, Xanthan Gum, Sucrose Laurate, Levulinic Acid, Glucose Glutamate.
[źródło - wizaz.pl]

Wiem, że wiele z Was było zadowolone ze starej wersji. A nowa? Nie ma substancji zapachowych, nie ma nawet alkoholu, który był w starej wersji ale podobno jakoś szczęśliwie zrównoważony i nie szkodził. Ma więcej składników nawilżających i łagodzących dobrze tolerowanych przez skórę... ale nie jest to już łagodne myjadło.


To tyle na dziś!

Znacie już te nowości? Co o nich sądzicie?

Buziaki!
Wiedźma :)


Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

Niedziela dla włosów #4

$
0
0

Tak się złożyło, że moja niedziela dla włosów wypadła trochę w sobotę a trochę w poniedziałek :)
Ogólnie miewam ostatnio włosowe kryzysy - a pogoda nie pomaga, bo wilgotność bardzo skacze. Cóż - los falowanych :P

Sobotnie SPA - miało byc tak pięknie!
Całonocne olejowanie kokosem. Szampon - rypacz a na deser maska Biovax pod folię - brzmi jak przepis na udaną frzurę. Niestety tylko brzmi.
Pierwszy mój zlot blogerek, człowiek chciał się pokazać - a tu szopa.
Stare ludowe przysłowie mówi "Chłopem, dzieckiem i włosami się nie pochwalisz (jak Ci zależy)" i tu niestety okazało się prawdziwe :P

Poniedziałek - dużo ostatnich desek ratunku
Miał pomóc szampon-rypacz i nawilżająca mgiełka? Miał ale nie pomógł.
A co może pomóc? Nie ma loków, to choć nieuczulające wygładzenie? Przypomniał mi się patent Anwen z mąką ziemniaczaną w maskach, który u niej daje efekt nieziemskiego wygładzenia.
A co wyszło u mnie? :) Loczki :D

światło dzienne poranne, włosy wilgotne z reanimacji (skutki chodzenia spać z mokrą głową :P)

Łyżeczka mąki na łyżkę maski to olbrzymia porcja kosmetyku. Mąka dobrze się połączyła z maską i bardzo przyjemnie rozprowadziła na włosach i skalpie. Podrażnień zero, suchości zero. Włosy gładkie i miękkie. Jestem urzeczona i będę sięgać po mąkę ziemniaczaną częściej, zobaczymy, jak się sprawdzi na dłuższą metę :)

A co gościło na Waszych głowach?


Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

Nowości - czerwiec/lipiec

$
0
0
http://www.magiawogrodzie.pl
I oto mamy lipiec :) I to nawet prawię połowę lipca.

Miało być u progu - a wyszło jak zwykle - chciałam się Wam  pochwalić nowościami, które zagościły w moich kolekcjach.

KSIĄŻKOWE


Olga Rudnicka, Fartowny pech - to nagroda w konkursie / rozdaniu na blogu Aniamaluje [KLIK]. Książka opisywana jest jako przezabawny, przewrotny kryminał. Pozycja lekka ale i wciągająca, więc lepiej nie sięgać po nią "do poduszki" przed długim dniem w pracy :) Książka czeka na urlop, którego już nie mogę się doczekać!
Klaudyna Hebda, Ziołowy zakątek - to książka, którą otrzymałam do recenzji od wydawnictwa Nasza Księgarnia. Książka to pięknie wydany zbiór przepisów i porad kosmetycznych Klaudyny Hebdy, autorki bloga Ziołowy zakątek [KLIK]. Nie miałam jeszcze okazji wypróbować żadnego z przepisów, ale po samym przekartkowaniu księgi mam ochotę na kilka kremów i mazideł!
Jak widzicie - książkę otrzymałam w dwóch egzemplarzach. Jeden z nich jest dla Was! Wkrótce ogłoszę konkurs, w którym będziecie mogły powalczyć o wygraną :)

WYGRANE KOSMETYCZNE

Dawno nie miałam takiego szczęścia w konkursach i rozdaniach :)


W rozdaniu u Blondhaircare [KLIK] wygrałam kultową maskę do włosów Gloria. Jeszcze nigdy nie miałam okazji jej używać. Nie jest łatwo dostępna w mojej okolicy. Wygraną ufundował sklep www.polskie-kosmetyki.pl. W paczuszce znalazłam jeszcze duże opakowanie zabiegu do laminowania włosów Marion (pisałam o nim w Szortach - tam znajdziecie krótki opis składu i prognozowane działanie :) ) oraz sporo próbek kremów i ser do twarzy. Na dokładkę - kod zniżkowy na najbliższe zakupy.


Również poszczęściło mi się w rozdaniu u Eter [KLIK] - mojej włosowej kuzynki. Nasze włosy wyglądają podobnie, zachowują się podobnie (niesforne, ciężkie) i lubią podobny typ pielęgnacji (głównie emolientowo-humektantową), chociaż moje preferują wiele mniejsze cząsteczki. W konkursie nagrodą było łagodne mydełko do rąk i twarzy marki Omia (która kusi mnie od dawna ze względu na proste i bezpieczne dla wrażliwca składy). "Żeby mydełku nie było smutno w podróży" Eter dorzuciła odżywkę Balea z arganem i odlewkę maski Omia też z arganem. Maskę miałam na włosach już dziś, zapowiada się bardzo dobry efekt - ale tym pochwalę się we wpisie o włosowym spa :)

PO SPOTKANIU BLOGEREK...

Nie wiem, czy to nie faux pas, żeby chwalić się nabytkami przed relacją ze spotkania? Oby nie :) Dziewczyny są bardzo zabiegane i jeszcze nie wymieniłyśmy się zdjęciami po spotkaniu. Więcej napiszę w relacji :)

A prezentów było... dużo! Będzie co testować - i znajdzie się tu też coś dla Was :)


ZDROWOTNIE

W ciągu kilku ostatnich miesięcy odwiedziłam wielu lekarzy, by ustalić naturę problemu z nietolerancją pokarmową, z którą się borykam oraz ustalić konkretny plan działania. Na zakończenie bardzo długiej listy badań przepisanych od lekarzy wykonałam test na nietolerancje pokarmowe Food Detective (więcej na stronie producenta i dystrybutora - KLIK). Test wykrywa przeciwciała IgG w krwi, związane z alergią III typu, zwaną również alergią późnoobjawową, ukrytą, IgE-niezależną, nieanafilaktyczną, IgG-zależną oraz nietolerancją pokarmową. Tej ostatniej nazwy osobiście unikam, bo IMO sprawia, że bagatelizuje się temat. Owszem, alergia ukryta rzadko ma skutki śmiertelne jak anafilaktyczna (ta "normalna"), ale może powodować wiele chorób i nieprawidłowości, prowadzić do niedożywienia mimo obiektywnie dobrej diety i bardzo pogarszać jakość życia.


Stałe czytelniczki bloga wiedzą, że krążę wokół tego tematu od dawna. Czuję się trochę ambasadorką osób z alergiami i poczuwam się do rozpowszechniania informacji na ten temat. Chciałabym opublikować większy wpis o badaniach, jakie IMO warto zrobić, jeśli podejrzewamy u siebie alergie i o samym teście Food Detective - na moim własnym przykładzie. Dajcie znać w komentarzach, czy interesuje Was taki wpis i jak szeroko potraktować temat?

* * *
A co u Was? :)


Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

Niedziela dla włosów #5

$
0
0

Witajcie :)
Już chyba tradycyjnie włosowe spa wypadło mi we wtorek :) Niestety czas na notkę miałam dopiero dziś.

Korzystając z luźniejszego popołudnia włosy po raz pierwszy od dawna dostały olej - a konkretnie naftę kosmetyczną z olejem rycynowym Anna i do tego odrobinę Maski z miodem i Jagodami z Ruskiej Bani. Do zmywania użyłam odżywki Kallos Color. Całość zmyłam łagodnym szamponem Alverde z winogronami i awokado.
Naftę "zupgradeowałam" o rozpylacz, teraz aplikacja na włosy i skalp jest banalnie prosta (nafta ma bardzo lejącą konsystencję, prawie jak woda - przez co przecieka przez palce i łatwiej jest naolejować ubranie, pół łazienki niż włosy :) ).
Do odsączania z wody użyłam po raz pierwszy turbanu Pilomax, który otrzymałam na spotkaniu blogerek. Służy on do maskowania i niestety nie pije wody, ale pozwolił włosom się zdefiniować w grubsze loki (ale przez to schły wieki).
Efekt? Włosy zmierzwione ale miękkie i pokręcone. Niestety musiałam położyć się spać z wilgotnymi włosami i rano na głowie był już tylko pokręcony bałagan :)

Co na mojej głowie zdarza się często - przy spuszonej wierzchniej warstwie spód wygląda cudownie! :) Wielka szkoda, że całość tak nie chce :P Sugeruje to potrzebę lepszego zabezpieczenia wierzchniej warstwy, być może inwestycję w satynową poszewkę na poduszkę?
O ile mi wiadomo, część falowanych ma odwrotnie - gładki wierzch i zmierzwiony spód!


Widzę potrzebę powrotu do regularnego olejowania. Ze względu choćby na szalejącą wilgotność powietrza [wpis o pogodzie] włosom przyda się dodatkowa porcja kwasów tłuszczowych - a nawet w tak trudnych kosmetycznie warunkach atmosferycznych oleje to zawsze bezpieczna opcja :)

Jak wygląda Wasza pielęgnacja włosów obecnie?

Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin
Viewing all 263 articles
Browse latest View live